Felieton ciekawy, o Keyboardach i disco polo.

Felieton ciekawy, o Keyboardach i disco polo.

28 czerwca 2013, 00:02
autor: Michał Szulecki

[img:1]

Keyboard to osobliwy instrument. Z jednej strony kojarzony często (a w szczególności w Polsce) z panem z wąsami, uderzającym jedną dłonią na przemian z drugą w przypadkowe miejsca na klawiaturze instrumentu, tak uroczo wyglądającego na metalowym lub plastikowym stojaku.

Z drugiej strony keyboardy szaleją na scenach muzyki nieco bardziej ambitnej, jak IDM/EDM czy coraz częściej w muzyce Indie. Artyści znani z zespołów, takich jak Pink Floyd (Richard Wright), Dream Theater (Jordan Rudess), Black Sabbath i Yes (Rick Wakeman) czy nawet soliści, tacy jak Lady Gaga, Jean Michele Jarre, Stevie Wonder grają często na tych samych modelach keyboardów, co kapele weselne, artyści szeroko pojętego nurtu disco-polo lub pastiszującego ów gatunek. To jednak, jak dany keyboard jest przez nich wykorzystywany to zupełnie inna historia i zwykle świadczy o innej wrażliwości, innych ambicjach i innym podejściu do procesu twórczego. Tekst ten, trochę naiwny w swojej formie, będzie miał na celu przeanalizowanie problemu i wysunięcie wniosków w obszarze projektowania muzyki. Nie jest to stricte poradnik, to bardziej felieton, który ma na celu zmuszenie do pomyślenia jedną chwilę dłużej przed wydaniem kolejnego singla, zaplanowaniem trasy koncertowej czy zagraniem chałtury na weselu.

 

Nasuwa się pytanie:

Czy muzyka disco-polo brzmi źle i skąd prawo do dokonywania takich osądów?

 

Nie ma na to dowodów obiektywnych per se. Lecz są pewne sugestie i szlaki, które pozwalają mi na subiektywną ocenę tego gatunku. Po pierwsze, disco-polo to muzyka przeznaczona na imprezy, z reguły na „dyskotece” albo w klubach. Po wpisaniu prostej frazy na YouTubie „disco polo 2013” otrzymałem wyniki, które potwierdzają tę teorię – pierwszy filmik, który nam się pojawi zatytułowany jest "SKŁADANKA DISCO POLO NA IMPREZKĘ !! - 2013 NOWOŚĆ”.

[img:10]

Reszta filmików na liście wyników YouTube jest utrzymana w bardzo podobnym klimacie. Artyści muzyki disco-polo wydają się świadomi faktu, że aby wprawić ciało ludzkie w ruch, nie potrzeba skomplikowanych tematów muzycznych, wyrafinowanego brzmienia, głębokiej warstwy lirycznej czy wreszcie szlifowania warsztatu w Akademiach Muzycznych – wystarczy prosty rytm disco na 2 lub 4, tematy, które z uwagi na swoją prostotę dublują się w mnóstwu utworach oraz brzmienie znane z General MIDI i z podstawowych presetów używanych keyboardów. Jestem gotów postawić hipotezę, że nawet gdy ktoś słucha disco-polo dla relaksu (wszak nieodłącznym elementem lat dziewięćdziesiątych w Polsce była seria „Disco Relax”), to powodem tego jest w znacznej mierze przywołanie nostalgicznych wspomnień z imprezy, bo przecież jest to czas zabawy i na pewno jest co wspominać.

Jest to muzyka stricte polska i zakorzeniona w polskiej kulturze. Nigdzie w UK czy w berlińskich klubach, ani tym bardziej w Stanach Zjednoczonych nie usłyszymy disco-polo, ani podobnych brzmieniowo tworów. Co więcej, disco-polo to jedyny gatunek muzyki popularnej, który zrodził nasz naród. Jeśli chodzi o samo brzmienie, zauważyłem, że nierzadko beatowi disco (tego znanego z lat 90-tych, używanego przez zespoły pokroju Ace of Base, Captain Jack, Fun Factory, etc.) akompaniuje syntezowane brzmienie akordeonu. 

Czasy się jednak zmieniają i nie uświadczymy już takich perełek, jak „Lubelski full”. Teraz muzyka disco-polo ma armię ludzi, którzy wiedzą już, jak zrobić dobry master i jak wyprodukować teledysk światowej klasy (patrz „Ona tańczy dla mnie” lub teledyski grup Next, Effect, Andre, Stereo, etc.). Pozostaje jednak wspólny mianownik z niewygodną i krępującą przeszłością –  brzmienie, znikomy walor kompozycyjny no i oczywiście specyficznie drażniąca maniera wokalna, będąca już prawdopodobnie ikoną gatunku.
 

 

Trochę o playbacku

I o tyle, co muzycy disco-polo wykazują jeszcze pewne ambicje twórcze, to kapele grające na weselach to często organ całkowicie odtwórczy. Na tym polu oryginalny aranż, upstrzony tu i tam twórczym wtrąceniem nowej frazy czy improwizacji to już atut. Zespół weselny „In Plus” na swojej stronie internetowej chwali się:

(...) Nasz repertuar to m.in. przeboje Breakout, Niemena, Santany, Dżemu, Pink Floyd czy Claptona. Nie gramy muzyki biesiadnej ani disco polo. Dokładamy starań, aby utwory były oryginalnie zaaranżowane i wzbogacane na żywo improwizacjami. Dzięki temu każdy nasz koncert brzmi inaczej.

Następnie dodają:

Co ważne, nie stosujemy dyskietek z gotowymi utworami!

I tu pojawia się problem i pytanie. Jak to... z gotowymi utworami? Dyskietki (pomijając fakt, że dyskietki to trochę retro)? Otóż tak – dla wielu kapel, jako że grają tylko i wyłącznie dla pieniędzy, a ich muzykowanie to bardziej praca (bardziej pasowałoby kolokwialne „robota”), niż uprawa jakakolwiek formy sztuki, granie z playbacku to doskonałe uproszczenie życia.

Oponuję, by zatrzymać się przez chwilę przy zjawisku, jakim jest playback, ponieważ pozwoli nam to zrozumieć czy jest to oszustwo i brak szacunku do widza/słuchacza, czy to nieodłączna część widowiska, wymóg fizjologiczny, srogie warunki atmosferyczne, czy po prostu lenistwo i wyraz braku profesjonalizmu? Zbigniew Hołdys w wywiadzie dla portalu interia.pl, na pytanie czy wykonawcy śpiewający z playbacku to artyści drugiej kategorii, odpowiedział:

"Ja myślę, że w ogóle całe to wasze zapytanie dotyczy tej dziwnej kategorii muzycznych meneli, którzy na żywo nie są w stanie wykonać nic i tylko playback ich ratuje. Znam takich, widziałem ich parę razy. To jest inna dziedzina niż moja i nie wiem, jak to oceniać. Nie wiem, dlaczego widownia się na to godzi. Całe disco polo na tym jechało, to była jedna wielka wiejska dyskoteka z udającymi gibałami na scenie. Czy to grzech? Myślę, że dopóki ludzie się na to godzą i kupują bilety - wszystko jest ok."

Ludzie nie zawsze jednak zdają sobie sprawy z tego, czy dany koncert jest całkowicie lub częściowo wykonany z playbacku.

Zdarza się jednak, że playback to konieczność:

(...) nikt nie jest w stanie skakać i czysto śpiewać, to kwestia fizjologii, mięśni i oddechu.

Gwiazdy takie jak Michael Jackson, Britney Spears lub Madonna nie byłyby w stanie wykonać swoich partii wokalnych ze względu na charakter ich show, które jest bogate w taniec. Lecz nawet w tak skrajnych przypadkach, muzycy ci wciąż śpiewają tam, gdzie mogą. Sprawa od strony technicznej wygląda tak, że gdy wokalista nie śpiewa, słychać playback, natomiast gdy śpiewa – playback ulega automatycznemu wyciszeniu.

Wracając do świata kapel weselnych – patrząc na kwestię „odtwarzania gotowych aranżacji z dyskietek” z pewną dozą nabytej chwilę temu wiedzy, śmiało możemy stwierdzić, że jest to wynik lenistwa oraz braku szacunku do widowni, a raczej, w tym przypadku, do klienta. Co więcej, obnoszenie się z odejściem od stereotypowego grania z dyskietki, świadczy o niezdrowej, wręcz niesmacznej sytuacji rynku kapel weselnych. To znaczy tyle, co „większość kapel zrobi cię w konia – my nie!” Nie zrozumcie mnie źle: dobrze, że jest przynajmniej jedna kapela, która tego nie robi. Szkoda tylko, że musi to zaznaczać na swojej stronie.

 

Użycie metod znanych z playbacku może przybrać formy kreatywne, odkrywcze i inteligentne. Wraz ze wzrostem popularności samplerów w latach 80-tych, muzycy coraz częściej nagrywają partię na żywo, zapętlają ją, a następnie dokładają inne ścieżki. Tak robi m.in. James Blake czy Dub FX. Choć głos, czy partia instrumentalna jest odtwarzana, widz widział, że została nagrana w jego obecności i przy jego udziale (na drodze recepcji dzieła muzycznego). W takiej wersji „playbacku” widz nie czuje się oszukany, a wręcz może podziwiać kunszt artysty, który jest w stanie zapanować nad kilkoma warstwami materiału muzycznego, niekiedy przepuszczonego dodatkowo przez szereg efektów, takich jak distortion, overdrive, delay, przesadzony reverb, etc.
 

U Lettermana artyści zawsze grają na żywo. Wyjątkiem była... Britney Spears.


Pragnę zaznaczyć, że nie wymagam, aby kapela weselna trzymała poziom Blake’a, czy Dub FX-a, ponieważ każdy ma swoje miejsce w świecie muzyki. Lecz z uwagi na fakt, że jest to wciąż muzyka, a z instrumentów wydobywają się ułożone kompozycje, brzmiące i zrytmizowane dźwięki, zobowiązuje to do szacunku do odbiorcy i poszanowania materiału dźwiękowego.

Osobiście, nie będąc fanem tego rodzaju formy muzycznej, omijam szerokim łukiem również wszelkiej maści pastisze. Przykładem jest popularny ostatnio zespół Bracia Figo Fagot. Dlaczego publika potrzebuje zespoółu, który im powie „Posłuchajcie jakie disco-polo jest banalne i głupie”? „Acha.. I przy okazji, kupcie nasz album”.

Bill Hicks, w jednym ze swoich stand-upów powiedział kiedyś:

I believe we live in the opposite universe where goodness is murdered, mediocrity thrived: John Lennon murdered, John Kennedy murdered, Robert Kennedy murdered, Martin Luther King murdered, Gandhi murdered, Jesus… murdered!

Tłumaczenie: Uważam, że żyjemy w odwróconym wszechświecie, w którym dobro jest mordowane, a miernoty wywyższane: John Lennon zamordowany, John Kennedy zamordowany, Robert Kennedy zamordowany, Martin Luther King zamordowany, Gandhi zamordowany, Jezus... zamordowany!

I jak sama teoria jest dość odważna i, powiedzielibyście, kontrowersyjna, po chwili argumentuje:

There is just so much mediocrity in the world and I’m gonna sound like my dad, but what happened to music? What is this Debbie Gibson… bullshit? What is this about… »publika robi buuuu… w akcie niezadowolenia« Well, thank you, who the fuck’s buying the records then? »publika się śmieje«

And the most banal, tried demon from hell himself, Rick Astley, the guy who’s bringing back disco… who the fuck requested that?

Tłumaczenie: Jest tyle miernot na tym świecie, i teraz może zabrzmię, jak mój stary, ale co się stało z muzyką? O co chodzi z tą Debbie Gibson? »publika robi buuu... jest niezadowolona« O, dzięki, kto w takim razie kupuje jej płyty? I najbanalniejszy, najwierniejszy demon z piekła rodem, Rick Astley - facet, który zreaktywował disco... Kto go do cholery o to prosił?


Co Hicks stara się przekazać to banał – bez odbiorcy nie ma wykonawcy. Dodatkowo, jest to samonapędzająca się machina. Perpetuum mobile. Media sugerują, podsuwają ochłapy, audytorium żre i chce więcej. Bezkrytycznie i, co najgorsze, często zupełnie nieświadomie.

Fakty jednak mówią same za siebie. Disco-polo i muzyka biesiadna wciąż istnieje i, co więcej, ewoluuje. Artyści tego gatunku wychodzą z siebie, aby przyciągnąć słuchaczy nowościami, cytatami drum and bassowymi, ba! Dubstepowymi! Jest to niekończąca się impreza, która poza tym, że bawi, to niestety wychowuje młode pokolenie w niewrażliwości na brzmienie. Śmiejemy się z Lubelskiego Fulla, T-Raperów znad Wisły (pastisz disco polo, „Nie tak (no yes)”) czy Braci Figo Fagot, nie zdając sobie sprawy, że jeszcze 20 lat temu gro populacji Polski jarało się Shazzą i Boysami. Boys to ten zespół, który przetrwał i stał się legendą, ikoną popkultury naszego kraju, podczas gdy w sąsiedniej Anglii ikoną są zespoły takie, jak The Beatles, Queen i The Rolling Stones.
 

Hipsterscy T-Raperzy znad Wisły pastiszujący disco-polo zanim to było modne

 


Na koniec – rada.

Przy produkcji kolejnego hitu warto poczytać i poszerzyć swoją wiedzę. Nie tylko na temat muzyki polskiej, ale i zagranicznej. Posłuchajcie wykonawców mniej znanych, takich, których nie puszczają w najpopularniejszym radiu. Dowiedzcie się, co się dzieje za granicą, jakie trendy panują, kto je rozpoczął, kto rozwinął, kto doprowadził do perfekcji.

Cała magia w tym, że wraz ze zdobywaniem wiedzy na temat jakiejkolwiek dziedziny sztuki, rozwijacie też waszą wrażliwość, dla której nie do zaakceptowania będą potem komercyjne hity muzyki biesiadnej, pokroju „Białego misia”. No i oczywiście ten nieszczęsny keyboard wykorzystacie też inaczej, z głową dobierzecie brzmienie, inspirując się czymś, co przejawia większą wartość artystyczną. Zrobicie coś wartościowego dla świata i świat was pokocha.

 

Liczę na Waszą aktywność w polu komentarzy poniżej.  Może ktoś przedstawi inny - bardziej pozytywny obraz muzyki disco-polo. Czekam na Wasze opinie, a także konstruktywne słowa krytyki.

(komentarze obraźliwę będą usuwane) 

 

[img:2]

[img:3]

 

[img:4]

[img:5]

 

[img:6]

[img:7]

 

 

Pozostałe poradniki
SEKRETY WRONY: czy można nagrać płytę w domu? Nagranie dobrej jakości materiału w domu wymaga odpowiedniego przygotowania i inwestycji w sprzęt, ale jest całkowicie możliwe. Kluczem jest cierpliwość, praktyka i ciągła nauka. Wielu artystów zaczynało w ten sposób.
Poradnik: Ucho kontra pomiar, czyli o głośności i głośnym graniu Słuch ludzki to bardzo skomplikowany i bardzo czuły analizator audio, bez którego nie tylko praca osób „parających” się dźwiękiem byłaby niemożliwa, ale i codzienne życie mocno utrudnione. Pomimo tego współczesny „dźwiękowiec” –...
Problemy polskich kapel, co może, a czego nie realizator Kolejny odcinek z serii Sekrety Studia. Tym razem spotykamy się z Maciejem Mularczykiem, realizatorem dźwięku z wieloletnim doświadczeniem w studiu LODOWA w Łodzi. Miejsce to jest szczególne na mapie Polski, gdyż jest zarówno komfortową...
Zbuduj sobie modulara - Behringer Ci pomoże! Syntezatory modularne pojawiły się na szerszą skalę w latach 60. i 70. ubiegłego wieku. Można je zobaczyć na zdjęciach takich tuzów ówczesnej muzyki elektronicznej, jak Tangerine Dream, Kitaro, Klaus Schulze, Jean Michelle Jarre i wielu,...
Sekrety doskonałych nagrań w domowym studiu Dzisiejszy gospodarz domowego studia nagrań - Jarek Toifl - opowiada, jak osiąga profesjonalne nagrania w swoim studiu. Zobacz fascynującą rozmowę Rafała Kossakowskiego (Kosa Buena Studio) z Jarkiem, poznaj używany przez niego sprzęt do...
Realizator dźwięku filmowego: Michał Kosterkiewicz (TOYA STUDIOS Zawód realizatora dźwięku niejedno ma imię. Zobacz spotkanie z Michałem Kosterkiewiczem - realizatorem dźwięku filmowego z TOYA STUDIOS, którego pytamy m.in. o specyfikę pracy, sprzęt do wykonania miksu do ATMOS itp.