TEst ROLAND BA-330 - przenośny system nagłośnieniowy
Marcin Rutkowski 6 lipca 2010, 12:44 Roland Polska Sp. z o.o.- Dobre brzmienie
- Długi czas pracy na bateriach
- Lekki w porównaniu do konkurencyjnych systemów akumulatorowych
- Dobra praca z gitarą basową
- Duża ilość wejść/wyjść
- Niestandardowy zasilacz
Producenci przenośnych systemów nagłośnieniowych prześcigają się w kolejnych pomysłach na udogodnienie życia muzykom. Jednym z takich producentów jest Roland, który w ostatnich dniach wypuścił na rynek jednostkę aktywną BA-330. Komu, czemu i za ile – na te pytania postaram się odpowiedzieć w poniższym teście.
Z czym mamy do czynienia? BA-330 to przenośny, 6-kanałowy, aktywny system PA stereo wyposażony w cztery głośniki 6,5” oraz dwa tweetery wysokotonowe, z możliwością zasilania na baterie. I tu już wiem, że mam do czynienia ze sprzętem, do przetestowania którego będę potrzebował pomocy kolegów muzyków. W końcu sam nie ogarnę sześciu kanałów na raz! Więc Panowie, pomożecie? – Pomożemy!... Zatem do dzieła.
Pierwsze wrażenie
Nie owijajmy w bawełnę – pierwsze wrażenie jest bardzo istotne. Zwłaszcza, że żyjemy w czasach, kiedy designerzy nawet łyżce do butów nadają aparycję godną królewskiemu berłu. Dlatego też i ten aspekt uznałem za istotny element konieczny do poddania mojej subiektywnej ocenie. Udajemy się w miejsce, gdzie duża głośność nie będzie przeszkadzała ludziom z sąsiedztwa, wyjmujemy egzemplarz z pudła.
Przede wszystkim wygląda solidnie. Całość wykonana w czerni, metalowy grill z przodu z białym logo producenta, obłe kształty, nowoczesne i atrakcyjnie wyglądające. Pierwszy plus dla Rolanda. Lekki – jego masa to zaledwie 13.8 kg, czyli niewiele w porównaniu do podobnych systemów działających na akumulatory. Wymiary optymalne (415mm x 357mm x 509mm) – wystarczająco duże, by pomieścić wszystkie konieczne bebechy, gałki oraz głośniki; jednocześnie na tyle niewielki, by móc go wygodnie przenosić w pojedynkę i żeby nie zabierał zbyt dużo powierzchni na scenie czy gdziekolwiek indziej. Drugi plus dla Rolanda. Dobrym pomysłem było umieszczenie głośników pod lekkim kątem z lewej i prawej strony, w celu osiągnięcia bardziej przestrzennego dźwięku.
Kolejną rzeczą ważną jest rozkładana nóżka zamontowana od spodu - dzięki niej możemy ustawić wzmacniacz pod kątem - oraz wejście do umieszczenia na statywie, dzięki któremu wiadomo co możemy zrobić.
Możliwości
Jeszcze przed uruchomieniem spójrzmy na panel z tyłu – na pierwszy rzut oka dużo gałek i złączy, ale to tylko pozory. Wszystko jest klarownie podzielone na poszczególne strefy, co pozwala w bardzo intuicyjny sposób operować całym systemem. Trzeci plus dla Rolanda.
W sekcji kontroli (górna część) – podział na 1, 2, 3/4 i 5/6. Każdy kanał posiada jeden potencjometr tonu i jeden potencjometr głośności oraz Switch włączający lub wyłączający efekt na danym kanale. Ponadto kanały 1 i 2 posiadają przełącznik Mic/Instrument do wyboru odpowiedniego gniazda na wejściu. Sekcja Master dowodzi całością – gałka Master Volume oraz dwupasmowa korekcja High i Low.
Tylny panel posiada również gałkę do zarządzania efektami – na jednym kanale Reverb i Delay, czyli schemat podobny, jak w testowanym przez nas niegdyś Cube’m 30x, z tą różnicą, że na samym końcu skali znajduje się napis Wide - zagadka, która na swoje rozwiązanie musi poczekać do włączenia. Dalej mamy wskaźnik poziomu baterii, przycisk Battery Check/Mute, Switch Eco/Max Power oraz oczywiście Power Switch.
W dolnej części wszelkie złącza – wejścia i wyjścia, zasilanie oraz gniazdo baterii. Najpierw wejścia – podobnie jak na górze cztery oddzielne sekcje kanałów (1, 2, 3/4 oraz 5/6). Na dwa pierwsze kanały wejścia liniowe Jack 1/4” oraz XLR, kanały 3/4 oraz 5/6 posiadają po dwa wejścia liniowe - możemy wykorzystać je jako dwa kanały w stereo albo cztery w mono. Ponadto wejście na Footswitch i gniazdo zasilania. I tu pierwsza wada – nie jest to wejście na standardowy Power Chord, bowiem ten podłączamy do zasilacza, który znowu posiada wtyczkę do 4-pinowego gniazda Neutrik. Niby wszystko fajnie, ale nie daj Boże coś się stanie – gdzieś się zasilacz zapodzieje albo zepsuje (choć to Neutrik i to bardzo solidnie zbudowany) i jesteśmy w… sytuacji, w której musimy ratować się bateriami. A jeżeli nie mamy takowych przy sobie to pojawia się problem. Dlatego lepiej zawsze zestaw 8 paluszków ze sobą mieć, a w ogóle najlepiej nie gubić ani nie psuć zasilacza.
Dodatkowe wejście (RCA) na zewnętrzne źródło sygnału – odtwarzacz mp3 lub podobne pozwala na zastosowanie playbacku. Ostatnie 3 gniazda Jack 1/4” służą do połączenia dwóch egzemplarzy BA-330 w stereo. I oczywiście wyjścia na panelu tylnym do nagłośnienia zewnętrznego – R i L/Mono przez Jack 1/4” .
Podłączamy
Roland BA-330 ląduje na statywie, pierwsza próba – dwie gitary akustyczne i wokal, zasilanie z sieci. Brzmienie nie zaskakuje – jest tak dobre jak to u Rolanda bywa. Sygnał instrumentów przekazany jest z należytą dynamiką, pasmo jest pełne, nic nie sprzęga. Efekty – Delay i Reverb ładnie uzupełniają brzmienie. Nadszedł czas na Wide, który zastanawiał na początku. I co to jest takiego? Otóż w pierwszej chwili sam nie wiedziałem, po prostu Delay gdzieś zniknął a w brzmieniu nic się nie zmieniło. Zmiany zauważyli dopiero ci, którzy stali obok Rolanda lub wręcz za nim. Dźwięk stał się panoramiczny, znacznie lepiej słyszalny, wyraźny i dynamiczny z pozostałych stron BA-330. Kolejny plus dla Rolanda.
Odłączamy od prądu i wkładamy do panelu 8 paluszków alkalicznych. Producent zapewnia, że na bateriach sprzęt powinien pracować około 8 godzin w trybie MAX, zaś w trybie ECO nawet 12 godzin. Zaczynamy od MAX. Konfiguracja instrumentarium ta sama. Gramy kilkudziesięciominutowy jam. Wokalista się męczy, więc wprowadzamy zmiany – zamiast wokalu wpinamy akustyczną gitarę basową. Początkowo nieco się dławi, ale wystarczy pokręcić korekcją i zdjąć trochę dołów, żeby basówka zaczęła pracować bardzo poprawnie. Brzmienie cały czas zachwyca – w ten sposób gramy około dwóch godzin, gdy wreszcie słyszymy, że sprzęt już traci na dynamice, zaczyna grać ciszej. Baterie? Spróbujmy zatem wejść na tryb ECO.
Słychać, że w trybie oszczędnościowym brzmienie nieco ubożeje i traci na dynamice, jednak sprzęt wyraźnie łapie drugi oddech – gra głośniej i wyraźniej oddaje doły. Po kilku godzinach gry sprawdzamy poziom baterii – 2 diody z trzech się świecą, czyżby wobec tego producent zawyżył wartości czasowe dla pracy na bateriach?
Po krótkiej przerwie (ok. 20 minut) jednak wskaźnik pokazuje pełną moc baterii. Również w trybie MAX BA-330 odzyskał głośność i dynamikę. Kolejny plus dla Rolanda.
Do gry na różnych instrumentach w różnych konfiguracjach podchodziliśmy przez kolejne trzy dni – ciągle na tym samym zestawie baterii. Na dobrą sprawę nie zmierzyliśmy ile Roland ciągnie na jednym komplecie, jednak przekonaliśmy się, że informacje z instrukcji na pewno nie są zawyżone. Wystarczy krótki odpoczynek, żeby BA-330 znowu gadał jak na początku. Dodatkowo przekonaliśmy się o tym, że konfiguracja głośników 4 x 6.5” i 2 tweetery przekazują pełne pasmo dźwięku.
Podsumowanie