Paul Van Dyk: Wywiad dla Creamfields Polska 2006

Paul Van Dyk: Wywiad dla Creamfields Polska 2006

22 czerwca 2006, 12:30

Cofnijmy się trochę w przeszłość. Jak pamiętamy udało Ci się wyjechać do Zachodniego Berlina tuż przed tym jak runął Mur. Co czułeś gdy pierwszy raz wszedłeś do prawdziwego sklepu muzycznego?

Tak, pamiętam, ale to był sklep w Hamburgu, ponieważ wyjechałem z dawnego NRD właśnie do tego miasta. Byłem tym wszystkim przytłoczony, bo podobnie jak w Polsce nie mogliśmy dostać w sklepach żadnych zachodnich płyt. Tymczasem w sklepie były wszystkie płyty zespołów, które wtedy lubiłem jak The Smith i New Order w jednym miejscu. To mi się nie mieściło w głowie (śmiech)

Pamiętasz jaką płytę wtedy kupiłeś?

Tak, album zespołu Blancmange

Twój pierwszy klub,w którym grałeś nazywał się Turbine? Gdzie on się znajduje?

Tak, on znajdował się w dzielnicy Kreuzburg, nie wiem czy coś się tam dzieje, ale z pewnością nie jest to już ważne miejsce dla muzyki elektronicznej.

Powiedz ile wtedy zarabiałeś?

Pierwszy raz zagrałem za darmo, ponieważ powiedziałem im teraz pokażę wam co potrafię, jeśli wam się nie spodoba – nie musicie mi płacić. Potem zarabiałem za wieczór 100 marek (DEM).

Grałeś także w legendarnym klubie Tresor?

W Tresorze właściwie zadebiutowałem w marcu 1991, moje stałe granie w Turbine przyszło później we wrześniu czy październiku.

Czy byłeś rezydentem Tresora?

Nie od razu. Wpierw gdy grałem w Tresorze i Turbine byłem gospodarzem imprezy organizowanej przez Dub Machine. Byłem więc rezydentem Dub Machine Party i grałem tam, gdzie odbywały się te imprezy.

Czy uważasz siebie za część muzycznej sceny Berlina?

Sprawy mają się tak, że ma się to różnie w różnych miejscach Berlina. Kilku producentów robi swoje rzeczy i ma swój unikalny styl. Jestem jednym z nich oczywiście, wiem czego chcę, jak ma brzmieć moja muzyka i robię swoje, inni mają własne brzmienie i pomysły. Mieszkam tutaj więc jestem jego częścią.

Jaka jest Twoja opinia na temat sceny muzycznej Berlina?

Hmm… Berlin to specjalne miasto. Muszę wspomnieć o setach w klubach dla setki, dwóch setek ludzi. Jest wiele bardzo małych klubów, w których grana jest bardzo specyficzna muzyka. Więc możesz usłyszeć wiele dobrego drum’n’bassu w bardzo małym klubie, podobnie usłyszysz w innym fajne electro, ale generalnie, poza wyjątkami, od strony organizatoró i muzyki jest dość nudno. Ponieważ nie ma wymiany międzynarodowej, ludzie nawet nie wiedzą co dzieje się w Nowym Jorku, Londynie czy Paryżu. Czasem myślę, że chyba nawet nie są tym zainteresowani. Z tego powodu jeśli słuchasz muzyki, która pochodzi z Berlina to brzmi ona dokładnie tak samo jak 10 lat temu. Nie ma rozwoju, ciągle jest to coś w stylu berlińskiego brzmienia electro-house, które brzmi tak gównianie jak kiedyś. Żadnych interesujących nowych brzmień, nic! Jest parę wyjątków jak DJ Amazon, który zawsze włącza nowe elementy do swojego brzmienia. Ale jest jednym z kilku. Większość muszę powiedzieć jest strasznie nudna.

Czy to oznacza, że Berlin zbudował sobie kolejny mur, tym razem w głowach ludzi słuchających muzyki?

Nie wiem, z jakichś dziwnych powodów mam odczucie, że ci ludzie nie interesują się muzyką jako formą sztuki, nie inspirują ich nowe rzeczy. Wcale. Nakręcają ich własne standardy w stylu - jestem DJem takim a takim i to jest najważniejsza rzecz obecnie. Nie muzyka i to jest coś, czego nie lubię. Dla mnie muzyka i to co się w niej dzieje są najważniejsze. To inny punkt widzenia i czasem idę do klubu, słucham muzyki przez pół godziny czy godzinę i jestem cholernie znudzony.

To ciekawe, bo wiele osób obwołało Berlin stolicą jeśli nie techno to muzyki elektronicznej.

Nie, tak nie jest. Mówiąc szczerze jest to muzyka międzynarodowa, że nie możesz udawać, że dane miasto jest stolicą tej czy innej muzyki. Muzyka tworzona jest na całym świecie i skończyły się czasy, kiedy można było powiedzieć, że coś brzmi jak Detroit techno czy London house. Ludzie inspirują się nawzajem, robią taką muzykę, jaka im się podoba więc nie ma to znaczenia czy pochodzi ona z Kolumbii, Argentyny, Brazylii, Polski, Holandii czy Niemiec. Dobry przykład to producent z Polski – Krysztof (chodzi o Krzysztofa Chochłowa, którego Epki wydaje Midway Records). Jeśli spytałbyś mnie jak to brzmi to co on robi odpowiedziałbym, że to jakieś holenderskie techno, ale z pewnością nie jest on z Holandii.

Nie sądzę, że żadne miasto nie zasługuje na to, by obwołać je stolicą techno. W kontekście sceny muzycznej Berlina muszę wspomnieć, że jedyna interesująca rzecz jaka stałą się dla tej sceny w ostatnich 10 lat to moment, gdy Richie Hawtin przeprowadził się tutaj (śmiech). Ale on Amerykaninem (dokładniej Kanadyjczykiem). Zawsze nim będzie, ale mieszka teraz tutaj i tworzy. To dobrze robi Berlinowi, ale nic nie wnosi do sceny berlińskiej.

Love Parade powróciła w tym roku do Berlina. Twój komentarz?

Bardzo dobrze! Bardzo mnie to cieszy, to świetna sprawa. Liczę, na fajną imprezę. Oczywiście zagram, a na naszej platformie (wytwórni Vandit) będzie 40 osób, które brały udział w konkursie na naszej stronie internetowej na własny utwór i otrzymały najwięcej głosów. To będzie fajna sprawa!

Jak uważasz czy tzw styl eurotrance wyrządził trochę złego niemieckiej muzyce elektronicznej?

Hmm… Z pewnością wiele osób lubi ten rodzaj muzyki, więc ciężko mi to oceniać, ale ja jej nie lubię, to nie moja muzyka i nie gram jej. Na pewno daje ona trochę zły image i jest przykładem złego gustu w muzyce zwanej dziś trance, ale nie mogę się nią przejmować, bo ja jej nie gram, a ludzie, dla których występuję też jej nie grają. To coś bardzo odmiennego od tego, co robię.

Ostatnio zmiksowałeś jeden z dysków kompilacji, która ukazała się z okazji 10-lecia berlińskiej imprezy GMF. Opowiedz nam coś o tym.

To bardzo szczególna impreza, bo GMF jest to Gay Party. Organizowana jest ostatnio w klubie Moskwa, w każdą niedzielę. Ale przez te lata utarło się, że jest to impreza w niedzielną noc. Nie jest to już impreza tylko dla gejów, ale przychodzą tam też teraz także heteroseksualni. Panuje na niej naprawdę bardzo fajna atmosfera. To trochę bardziej klubowe granie, trochę bardziej house’owe, czasem kiczowate również, ale atmosfera jest niesamowita! Grałem tam regularnie stąd też wybrałem na tę płytę najlepsze utwory z ostatnich 10 lat, prawdziwe klasyki GMF widziane z perspektywy mnie jako Dja grającego na tych imprezach. Jeden z utworów jest nowy, reszta to utwory dobrze znane, ale odzwierciedlają muzykę, którą tam grałem.

Czy to prawda, że jesteś uzależniony od dobrego jedzenia? Czy sam gotujesz?

Tak, to prawda (śmiech), ale nie gotuję, bo nie mam czasu.

Polecisz nam jakieś knajpy w Berlinie?

Hmm jest taka restauracja, miks kuchni włoskiej i śródziemnomorskiej nazywa się Filou, jest też taka knajpa nieopodal miejsca, w którym mieszkam Trattorio hmm… zapomniałem jak się dokładnie nazywa. Jest też całkiem niezła restauracja w centrum Berlina, Baharat oraz indyjska Surya, która też jest fajna.

Jakie jest Twoje ulubione danie?

Właściwie jem wszystko, lubię różne rodzaje jedzenia. Lubię np. Chicken Soupci czy też Alu Goubi z indyjskiego menu (śmiech)

To prawda, że zanim zostałeś Djem byłeś stolarzem?

Uczyłem się tego rzemiosła, ale nigdy nie skończyłem praktyk, bo zbyt dużo czasu poświęcałem muzyce.

Jesteś zatem w stanie coś naprawić w domu np. gdy zepsuje Ci się mebel?

Nie wcale, byłem bardzo słaby w tych sprawach. Nie nadaję się na stolarza więc nie dzwońcie po mnie, gdy się wam drzwi połamią (śmiech)

Paul czy nie czas pokazać światu nową płytę?

Gdy nie jestem w podróży przebywam w studiu i nagrywam nowy album. Wszystko idzie całkiem dobrze więc prawdopodobnie wyjdzie wiosną 2007 roku. Trzeba będzie zatem trochę poczekać, ale w międzyczasie jeśli będziecie słuchać mojego radiowego show oraz muzyki, którą gram pewnie coś z niego usłyszycie. Grając bowiem na żywo dokładam do setu różne elementy w tym fragmenty np. nowych utworów jakie zrobiłem.

Ostatni album w dużej mierze zainspirowany został Twoją wizytą w Indiach, w jakich miejscach byłeś ostatnio?

Właściwie… Byłem wszędzie (śmiech). Od Australii po kraje arabskie, grałem w Dubaiu , Bahrajnie, pojechałem do Stanów, Ameryki Południowej. Byłem też w Rosji. Nie wiem, czy któraś wizyta miała szczególne znaczenie. Jeden z utworów ma utwór ma tytuł „World in my eyes” i to jest… Nie wiem… Dla mnie jest głęboko poruszający, bo wywołuje takie wrażenie, jakie jest gdy zamkniesz oczy i wszystko wiruje wokół. Wyobraź sobie, że obrócisz się szybko kilka razy, a potem próbujesz iść prosto, rozumiesz co mam na myśli? To uczucie chciałem oddać w tym utworze, wszystko co widziałem podróżując po świecie.

Czytałem, że trochę denerwuje Cię, gdy DJ grający przed Tobą gra słabo lub zapodaje publice wyjątkowo wieśniackie kawałki. Zdarzyło Ci się mieć kogoś takiego jako rozgrzewacza w ciągu ostatnich kilku miesięcy?

Tak, miałem kogoś takiego.

Nie powiesz nam o kogo chodzi?

Na tym polega profesjonalizm, że nie dołuje się innych. Gdybym Ci powiedział to nie byłobo to fair wobec innych. Może mieli tego wieczoru słabszy moment? Ale to się zdarza i najczęściej, choć zabrzmi to może dziwnie, nie chodzi o moje ego. Mogą pokazać co najlepszego potrafią przede mną, ale myślą, że można to zrobić wyjątkowo cienką muzyką. Szczęśliwie się składa, że jest wielu wspaniałych Djów na świecie i to jest świetna strona muzyki, którą kochamy.

Do napisania utworów inspirują Cię różne ważne momenty w życiu.
Pamiętasz jak spotkałeś swoją obecnę żonę, a co później zaowocowało superprzebojem „For an angel”? Zwierzysz się nam ze swoich uczuć?

Pewnie, że pamiętam ten moment (śmiech), ale wolałbym zachować go dla siebie, bo to bardzo prywatny moment. To było w Berlinie – tyle mogę powiedzieć.

Więc mogę Ci życzyć wielu taki momentów, które zamienią się w fajne utwory.

Hmm jestem całkiem szczęśliwy ze swoją żoną, więc nie potrzebuję więcej takich momentów (śmiech)

Kilkakrotnie proszono Cię o skomponowanie muzyki do filmu, ale jesteś dość wybredny w tej kwestii i dałeś się skusić tylko raz, robiąc muzykę do meksykańskiego filmu „La Mano Del Zurdo”. Dlaczego?

Robienie muzyki do filmów generalnie nie jest naprawdę interesujące. Film jest w większości skończony i reżyser zostawia ci kilka notatek: tu jest scena smutna, tu jest głośno, a tutaj bohater jest szalony, tutaj szczęśliwy i według tego robisz muzykę. Niezbyt to lubię, bo nie jest to inspirujące. Powód, dla którego zrobiłem muzykę do „La Mano Del Zurdo” był zupełnie inny. Carlos Saucers reżyser zwrócił się do mnie na bardzo wczesnym etapie. Nawet nie skończyli zdjęć do tego filmu, mieli właściwie pewne obrazy i sceny oraz scenariusz oparty o książkę. Właściwie zaoferował mi pozycją takiego trochę dyrektora muzycznego w tym projekcie. Siedzieliśmy obok siebie przy osobnyc scenach i wspólnie filtrowaliśmy obraz wspólnie z muzyką. Dla mnie jako artysty było to wyzwanie i dlatego ta praca mi się spodobała.

Zagrałeś także wspólnie z orkiestrą the Filmorchester Babelsberg z okazji zjednoczenia Niemiec. Czy nagrania ukażą się w formie płyty?

To był interesujący projekt, nie mieliśmy planów by to wydać, bo byliśmy zajęci innymi projektami, ale mamy prawa do tych nagrań, więc być może wydamy zapis tego koncertu w którymś momencie. Zagrałem z 53 muzykami, 16 utworów, które uprzednio musiałem specjalnie opracować, przearanżować tak, by zawierały sporo elektronicznych brzmień, ale by równocześnie miały w sobie odpowiednio dużo przestrzeni dla muzyków klasycznych. Bardzo fajnie było połączyć ze sobą te dwa odmienne gatunki muzyki i to bardzo spodobało mi się w tym projekcie.

To nie twoje pierwsze doświadczenie z żywą sekcją smyczkową?

Tak min w czterech utworach na nowej płycie pojawią się prawdziwe smyczki.

Jakiś czas temu reklamowałeś telefony Motoroli w całkiem zgrabnej reklamówce z wykorzystaniem utworu „Connected”. (oczywiście na rodzimym rynku tej reklamy nie emitowano) Jak doszło do tej współpracy?

Z początku szukali ludzi spoza kręgu muzyki elektronicznej aby wypromować swój nowy telefon. Motorola to firma z imagem wybiegającym w przyszłość, otwarta na nowe technologie, a muzyka elektroniczna ma ten sam image. Zaprosili mnie do współpracy, spodobała im się muzyka, którą zrobiłem, ale poszli dalej i zapytali mnie czy wystąpiłbym w ich reklamówce i kampanii reklamowej. To był naprawdę interestujący projekt, bo np. reklamę kręcił Nick Gordon, jeden z najbardziej znanych reżyserów videoclipów (reżyserował min teledyski Placebo). Nie było więc tak, że kazali nam zrobić to czy tamto, ale mieliśmy do wyboru pięć różnych scenariuszy i mogliśmy wybrać w jakim będziemy czuć się najbardziej komfortowo. To było niezwykłe, a współpraca przebiegała w bardzo dobrej atmosferze. Zdjęcia do reklamówki nakręciliśmy w Australii.

Czy to Ty wybrałeś „Connected” do reklamówki?

To zabawne, bo w momencie gdy skontaktowali się z moim biurem pracowałem w studiu nad utworem „Connected”, który co jest jeszcze bardziej zabawne znakomicie wpasował się w reklamówkę.

Myślałeś może nad wykorzystaniem dzwonków telefonów komórkowych do promocji nowej muzyki?

Nie robię tego, oczywiście Universal widzi to jako dodatkowe narzędzie promocyjne czy coś specjalnego, ale nie myślę o tym. Wyjaśniałem Ci ile pracuję w studiu nad uzyskaniem dobrego, wyrazistego brzmienia. W dzwonkach wiadomo są takie pokręcone dźwięki i to nie jest to, o co mi chodzi. Nie lubię tego, mój dzwonek w telefonie ma zwykły dźwięk: „Trrrrrrrrrt” (śmiech) * onomatopeja by Paul Van Dyk – all rights reserved, publishing Sights & Sounds Publishing, administrated by Arabella Musikverlage/BMG UFA.

Jako DJ zagrasz na Creamfields wyłącznie z laptopów i CD?

Mam dwa laptopy G4, na jednym z nich mam zainstalowany program Scratch Live (firmy Serrato), w którym „napędami” są CD-ki z kodem czasowym. Drugi z nich wyposażony jest w program Ableton Live. Oba połączone są w system poprzez M-Audio midi controler, Maven controler oraz karty muzyczne DSP Hammerfal. Dzięki temu setupowi mogę robić „crazy shit”

Masz jakiś back-up w postaci kolejnego laptopa?

Nie zdarza się by oba padły razem, więc zawsze jest możliwość grać z jednego.

Czy masz jakąś preferowaną długość występu, ulubiony czas by zbudować atmosferę i porwać ludzi?

To wszystko zależy od tego jaki jest charakter imprezy, musisz też iść za tym jaki jest flow. Gdy jest to duży festiwal, wielki zjazd Djów to myślę, że godzinny, półtoragodzinny set całkowcie wystarczy by pokazać, co robisz. Jeśli jest to noc w klubie, którą firmuję sobą wtedy ma sens zagrać dłuższy set, bo mogę zagrać rozmaite style i brzmienia. Jest to bardzo fajna rzecz, ale lubię obie sytuacje, nie mam preferowanego rodzaju występu.

Twój najdłuższy set miał zatem? Ile płyt miałeś ze sobą

11 godzin, w 1997 roku, był raczej wyczerpujący (śmiech), miałem wtedy 3 czy 4 wielkie kufry winyli.

Jak właściwie należy wymawiać Twoje nazwisko z angielska Van Dyk (fonetycznie „wan dajk”) czy z niemiecka Van Dyk (fonetycznie „wan diuk”)?

Oczywiście to jest tak, że moje nazwisko brzmi po niemiecku Van Dyk („wan diuk”), ale w świecie mówi się Van Dyk („wan dajk”). To tak jak z nazwą Twojego kraju – po niemiecku „Polen”, ale w świecie mówi się „Poland”.

Czy Paul Van Dyk ma jakieś hobby pozamuzyczne?

Mam dwa psy to coś więcej niż hobby (śmiech!)

Pora zweryfikować plotki z internetu – znalazłem strony, na których ludzie utrzymują, że Van Dyk to nie jest Twoje właściwe nazwisko?

No nieee, co ty opowiadasz! Mogę pokazać Ci karty kredytowe, paszport, to moje prawdziwe imię i nazwisko

Na kompilacji z okazji dziesięciolecia imprez GMF umieściłeś utwór wyprodukowany przez duet Gabriel and Dresden, utwory Marco V goszczą na Twoich kompilacjach podobnie jak kiedyś utwory Mauro Picotto. Wszyscy oni zagrają również na Creamfields. Co możesz nam opowiedzieć o tych artystach?

Wszyscy, których wymieniłeś to świetni ludzie, mają świetne charaktery, z którymi fajnie przebywać. Mauro Picotto to prawdziwe „zwierzę” imprezowe i chyba nie muszę mówić, że zreformował całe brzmienie włoskiego techno. On wykreował własne i wyprodukował oraz tworzy nadal rewelacyjną muzykę. Gabriel and Dresden to bardzo zabawni goście, lubię ich , byli u nas w Berlinie, grali dla nas. W pozytywnym sensie ich produkcje nie są „przepełnione” zostawiają wiele miejsca w muzyce. Marco V jest wraz z gośćmi takimi jak Randy Katana oraz Sander van Doorn są chyba najlepszymi producentami z Holandii. Jego muzyka to właściwy miks pomiędzy mocnym beatem i czymś więcej. Na swoim ostatnim albumie zawarł świetną kombinację tech-trance i electro-funk. Bardzo fajne utwory, wiele z nich gram.

Recenzje albumów Paul van Dyk'a:

- The Politics Of Dancing 2

- Reflection

[img:1]

Pozostałe wywiady
Bądź jak koło - Rozmowa z Theo Katzmanem To jego trzecia wizyta w Polsce, choć drugi występ. Pierwszy mieliśmy okazję podziwiać przy okazji festiwalu Jazz Around nieco ponad rok temu. Tym razem przyjechał promować swój najnowszy krążek – Be The Wheel, na którym znalazło się...
Wywiad ze Stephenem Day podczas Jazz Around Festival 2023 Mieszkający w Nashville młody kompozytor i wokalista Stephen Day swoją popularność zawdzięcza m.in. viralowemu utworowi If You Were the Rain z pierwszego albumu Undergrad Romance and the Moses in Me z 2016 roku. Do tej pory Stephen Day...
Wywiad: Cory Wong dla Infomusic.pl Magnetyczna gra na gitarze, techniczna żywiołowość, wybitny humor i blask bijący ze sceny sprawiły, że Cory Wong stał się niezwykle popularnym artystą ostatnich lat. Muzyk wydał 10 płyt solowych i kilka albumów live. Artysta jest...
Wywiad z Ole Borudem podczas Jazz Around Festival 2023 Ole Børud to norweski multiinstrumentalista, wokalista, kompozytor i producent muzyczny. Co ciekawe, zanim trafił w rejony muzyki jazz / soul / west coast  był członkiem heavymetalowych zespołów takich jak Schaliach i Extol. Występował...
Wywiad: Marek Napiórkowski - Jak grać, żeby nas słuchano? String Theory to najnowszy album Marka Napiórkowskiego, czołowego polskiego gitarzysty jazzowego, który z tym właśnie projektem pojawi się na Jazz Around Festival. Kompozycja to wieloczęściowa suita napisana na gitarę improwizującą,...
"Gigantyczne" zmagania z nagłośnieniem Junior Eurowizja 2022 Jak nagłośnić tak duży festiwal jak Eurowizja Junior i to jeszcze 5000 km od Polski? Zapraszamy do wywiadu z Jerzym Taborowskim - szefem agencji LETUS GigantSound, który ujawnia szczegóły tej "gigantycznej" operacji.