Wywiad: Marcin Mroziński

Wywiad: Marcin Mroziński

24 maja 2017, 10:37

[img:3] Zdjęcia z archiwum Art Movement

Zapraszamy na nasz wywiad z Marcinem Mrozińskim, założycielem firmy Art-Movement, która powstała po to by tworzyć nowy wymiar widowisk łączący sztukę i rozrywkę. Marcin Mroziński to zawodowy tancerz i choreograf. Efektem jego działań jest "Sex and Authority" – Tajemniczy Dom Komnat, pierwszy interaktywny projekt w Polsce, który łączy rozrywkę ze sztuką tańca oraz grą aktorską.

Michał Bigoraj: Połączenie tańca, teatru i muzyki oraz wszelkie podobne interdyscyplinarne projekty nie są zjawiskiem nowym. Taki wielogatunkowy rodzaj performance jest coraz bardziej popularny na świecie. Natomiast w Polsce ten rodzaj nowoczesnej sztuki ciągle raczkuje. Czy w Polsce grano już wcześniej przedstawienie tego typu jak to, które wymyśliłeś, a którego dziś byliśmy świadkami?

Marcin Mroziński: Jestem przekonany o tym, że tego typu performance jak nasz nie miał do tej pory miejsca w naszym kraju. Przede wszystkim konwencja masek, czyli ubranie widza w maskę, przez co staje się on anonimowy i wprowadzenie go do świata magii, do przestrzeni, która składa się z kilku tematycznych Komnat. Przez tę interaktywność dochodzi do zatarcia granic między sceną a widownią.

Moim zdaniem ten efekt udało się Wam osiągnąć. Poza tym nałożenie masek i zakaz rozmów podczas spektaklu sprawiają, że koncentracja i skupienie u widza są bardzo duże. Aktorzy/tancerze także są bardzo skupieni i nawet na moment nie wychodzą ze swojej roli (nawet przed rozpoczęciem spektaklu, kiedy przechadzali się między publicznością). Przekaz Waszego spektaklu jest dość czytelny: we współczesnym świecie rządzą nami m.in. pragnienie władzy i seksu. W Waszym spektaklu pokazaliście, jak te dwie rzeczy oddziałują na ludzi w różnych przypadkach i w różnych relacjach interpersonalnych. Także to, do jakich słabości, namiętności, pożądania, fascynacji, szaleństwa czy zbrodni potrafią doprowadzić. Władza i seks mogą budzić skrajne reakcje i powodować zarówno pozytywne, jak i negatywne skutki. Ciekawi mnie jednak bardziej, czy dla Ciebie ważniejsza w spektaklu była fabuła, czy też pokazanie tego, jak za pomocą tańca i gry aktorskiej można wyrazić wszystko to, o czym przed chwilą powiedziałem?

Ha! To jest bardzo trudne pytanie. Obydwa te czynniki są dla mnie tak samo priorytetowe. Bardzo ważna jest dla mnie historia, czyli zaprezentowanie władzy nad samym sobą i innymi. Sposoby dominowania nad innymi i pewna powierzchowność. Celowo w nazwie użyłem słowo „sex”, ponieważ ten świat, w którym żyję i współczesne czasy są takie, że często ludzie przez pryzmat wyglądu definiują całego człowieka. A przecież tak być nie powinno. Trzeba się w tym trochę zagłębić. Tak samo jak w naszym performance, w którym poruszamy także ważniejsze tematy. I nie chciałbym tego spłaszczać do jednego słowa. Bardzo ważne jest też dla mnie, aby wciągnąć widza w nowy sposób rozrywki i wrzucić inną, nową, świeżą konwencję na polski rynek. Rozerwać ludzi, ale jednocześnie połączyć to ze sztuką.

Myślę, że Ci się to udało. Osobiście podczas przedstawienia przyjąłem taką „taktykę”, że nie śledziłem cały czas jednej postaci, a starałem się uczestniczyć w jak największej liczbie scen. Zaczynałem oglądać wybraną scenę i w momencie, gdy jej przekaz stawał się dla mnie czytelny, szedłem oglądać to, co dzieje się w innej Komnacie, tak by zobaczyć jak najwięcej i mieć jak najszerszy odbiór całości. Nie wiem, czy była to właściwa ścieżka. Niektórzy bowiem podążali konsekwentnie za jednym aktorem. Ja też czasem to robiłem i dzięki temu lepiej znałem motywy jego postępowania, a potem ich konsekwencje. Popraw mnie, jeśli się mylę, ale to jest chyba jeden z sposób interpretowania tego wszystkiego.

Zgadzam się. Tak naprawdę, nie ma jedynego klucza, w jaki sposób człowiek powinien we właściwy sposób poruszać się po Tajemniczym Domu Komnat. Jak rozmawiam z widzami, to czasem jest tak, jak mówisz, że wybierają bohatera, za którym konsekwentnie podążają od początku do końca i z obserwacji wnioskuję, że to właśnie Ci goście najlepiej rozumieją historię bohatera jak i całą sztukę i jej zakończenie. Czasem uczestnicy skupiają się na tym, by być w każdej Komnacie i przemieszać się jak najwięcej. Czasem zaś po prostu „cieszą oczy” tym, co w danym momencie spotkają. My w spektaklu przedstawiamy intrygę, natomiast na nią składa się historia sześciu bohaterów. Można więc bardzo dobrze poznać historię jednego bohatera, a można ogólnie poznać historię wszystkich pięciu bohaterów i ich powiązania między sobą i między Diabłem (w tej roli Yuriy Kalynych  przyp. M.B.), który podczas Afterparty rozkręca imprezę jako DJ.

[img:2] Zdjęcia z archiwum Art Movement

Moim zdaniem pewnym paradoksem, bo zarówno największym plusem, jak i minusem „Sex & Authority”, jest fakt, że najlepsze, najbardziej efektowne sceny dzieją się czasem jednocześnie! Na przykład w jednym momencie miał miejsce imponujący taniec Henryka (w tej roli Paweł Kułaga) na rurze i miłosna scena między Arystokratą (w tej roli Jakub Jóźwiak) i Arystokratką (w tej roli Adrianna Kawecka), a później np. scena bójki Arystokratki z Prostytutką (w tej roli Zyta Bujacz-Dziel) i scena, w której Arystokrata znęcał się fizycznie i psychicznie nad Sprzątaczką (w tej roli Natalia Madejczyk). To było celowe czy, mówiąc kolokwialnie, tak po prostu wyszło?

Tutaj nie ma przypadków. Chciałem, by każda scena była wyjątkowa, dlatego te wszystkie sceny są, moim zdaniem, mocne i wyraziste. Znam ten performance od podszewki, ja go bowiem tworzyłem, ale za każdym razem, jak go oglądam, to w kilku momentach mam dylemat, którą scenę wybrać, bo są tak równie ekscytujące i mocne, że czasem chciałbym się rozdwoić, a nawet roztroić, ale jest to niemożliwie (śmiech). Widz musi wybrać, w takich momentach ciekawą obserwacją jest fakt kto jest ich ulubioną postacią i w którą stronę pójdą.

Dziś (wywiad był robiony 6 maja, bezpośrednio po przedstawieniu – przyp. MB) był ostatni występ podczas Waszej pierwszej trasy po polskich miastach z tym tytułem. Jestem pewien, że kolejne trasy to tylko kwestia czasu. Czy każdy występ był taki sam, czy też „Sex & Authority” ewoluowało po każdym występie? Poprawiałeś mankamenty, udoskonalałeś całość, zmieniałeś pewne elementy?

Uważam, że od czasu premiery, która miała miejsce 21.01.2017 w Warszawie, ten performance wspiął na się totalne wyżyny. Dla nas pierwsze spektakle to była zagadka, bo nie wiedzieliśmy, jak zareaguje publika, jak będzie się ona poruszać. Zresztą nie wiemy tego do tej pory, ale mamy już pewną wiedzę na temat tego, czego możemy się spodziewać. Każdy performance jest inny, dlatego jest to dla nas takie ekscytujące. Za każdym razem przeżywamy to od nowa. Nauczyliśmy się jednak tego, na co możemy sobie pozwolić, czego ludzie chcą. Z początku bałem się tej interakcji. Ale my tutaj nikogo do niczego nie zmuszamy. Każdy może sam zdecydować, w czym ma ochotę uczestniczyć. Natomiast są sceny, w których pozwalamy sobie na więcej niż na początku. Na przykład na początku powiedziałem artystom, by nikogo nie dotykali i trzymali dystans. Teraz jest jednak kilka scen, w których pozwalamy sobie na więcej, ale nie będę zdradzał jakich. To trzeba zobaczyć (śmiech).

À propos scen, w których pozwalacie sobie na więcej, to w przedstawieniu dość mocno zaakcentowałeś wątek miłości gejowskiej. Czy dlatego że występuje ona stosunkowo często w środowisku tancerzy? Czy też za tym stoi coś głębszego?

Chciałem przekazać przekrój różnych emocji i różnych miłości. Także to, jak krótka droga i cienka granica jest od miłości do nienawiści. Uważam, że każda miłość zasługuje na akceptację. Chciałem więc przedstawić jej różne odmiany.

Zastanawia mnie, na jak dużą dozę improwizacji pozwalasz swoim aktorom, np. w momentach, kiedy spotykają się oni ze sobą, przechodząc z jednej Komnaty do drugiej. Trudno chyba bowiem wyreżyserować każdą taneczną scenę co do sekundy i czasem takie spotkania „w drodze” wychodzą przypadkowo.

Dla mnie rozpisanie całego scenariusza było niezłą łamigłówką, bo performance musiałem rozpisać na kilka różnych scen odbywających się jednocześnie w różnych przestrzeniach. Inna sprawa, że każdym mieście, w którym gramy, mamy inny układ pomieszczeń (w Warszawie występ odbył się w hotelu Novotel – przyp. M.B.). Te przejścia między pomieszczeniami mamy oczywiście przećwiczone, ale są momenty, w którym dochodzi do improwizacji. Jest jednak główny scenariusz, za którym podążamy, więc musimy się trzymać jego większości elementów.

Nie wszystkie z planowanych przedstawień doszły do skutku. Dlaczego?

Narzuciliśmy sobie trochę za szybkie tempo. Musieliśmy trochę zwolnić i przełożyć niektóre miasta na późniejsze terminy. Zależy nam na tym, by goście dostali od nas wszystko co najlepsze. Rozłożenie trasy w czasie da nam możliwość lepszych logistycznych rozwiązań, a co za tym idzie lepsze dopieszczenie naszych gości i jeszcze większe wzbogacenie ich doznań podczas przedstawienia. Wszystkie aktualności będą na naszym Facebooku oraz stronie www.artmovement.pl.

Czy afterparty pomyślane jest właśnie po to, by od razu na gorąco zapoznać się z opinią publiczności na temat Tego, w czym właśnie uczestniczyła i wziąć pod uwagę ich sugestie?

Jak najbardziej. Afterparty to jest dla nas genialny moment, podczas którego możemy porozmawiać oko w oko z ludźmi na temat tego, jakie są ich odczucia, jakie są ich ulubione sceny, czy jak im się podoba cała konwencja. A przy okazji możemy się pobawić w fajnym towarzystwie, bo wśród publiczności mamy bardzo fajnych ludzi. Są to ludzie otwarci, towarzyscy, lubiący się pobawić. Także ludzie lubiący sztukę. Goście natomiast mogą poznać artystów oraz reżysera. Także afterparty bywają szalone i długie.

[img:1] Zdjęcia z archiwum Art Movement

Taką mam nadzieję, bo zamierzam tu trochę zabawić (śmiech). Powiedz mi na koniec, jakie plany artystyczne macie dalej z projektem „Sex & Authority”? Czy są już jakieś konkretne pomysły, czy póki co wszystko jest w fazie dogadywania szczegółów?

Dla nas priorytetem jest teraz zrobienie drugiej połowy trasy. Mamy też ofertę eventową, więc chcemy dać też firmom możliwość, by mogły zaoferować swoim pracownikom coś innego, niż do tej pory znali z imprez firmowych. A w głowie, w takich większych planach, mam dwa kolejne projekty. Są to totalnie skrajne przedsięwzięcia, na których temat nie chcę póki co mówić, bo sądzę, że będą równie szokujące jak „Sex & Authority”. 

Pozostałe wywiady
Bądź jak koło - Rozmowa z Theo Katzmanem To jego trzecia wizyta w Polsce, choć drugi występ. Pierwszy mieliśmy okazję podziwiać przy okazji festiwalu Jazz Around nieco ponad rok temu. Tym razem przyjechał promować swój najnowszy krążek – Be The Wheel, na którym znalazło się...
Wywiad ze Stephenem Day podczas Jazz Around Festival 2023 Mieszkający w Nashville młody kompozytor i wokalista Stephen Day swoją popularność zawdzięcza m.in. viralowemu utworowi If You Were the Rain z pierwszego albumu Undergrad Romance and the Moses in Me z 2016 roku. Do tej pory Stephen Day...
Wywiad: Cory Wong dla Infomusic.pl Magnetyczna gra na gitarze, techniczna żywiołowość, wybitny humor i blask bijący ze sceny sprawiły, że Cory Wong stał się niezwykle popularnym artystą ostatnich lat. Muzyk wydał 10 płyt solowych i kilka albumów live. Artysta jest...
Wywiad z Ole Borudem podczas Jazz Around Festival 2023 Ole Børud to norweski multiinstrumentalista, wokalista, kompozytor i producent muzyczny. Co ciekawe, zanim trafił w rejony muzyki jazz / soul / west coast  był członkiem heavymetalowych zespołów takich jak Schaliach i Extol. Występował...
Wywiad: Marek Napiórkowski - Jak grać, żeby nas słuchano? String Theory to najnowszy album Marka Napiórkowskiego, czołowego polskiego gitarzysty jazzowego, który z tym właśnie projektem pojawi się na Jazz Around Festival. Kompozycja to wieloczęściowa suita napisana na gitarę improwizującą,...
"Gigantyczne" zmagania z nagłośnieniem Junior Eurowizja 2022 Jak nagłośnić tak duży festiwal jak Eurowizja Junior i to jeszcze 5000 km od Polski? Zapraszamy do wywiadu z Jerzym Taborowskim - szefem agencji LETUS GigantSound, który ujawnia szczegóły tej "gigantycznej" operacji.