Kult w Stodole (relacja)

Kult w Stodole (relacja)

3 listopada 2016, 20:23
autor: Michał Bigoraj

[img:1]

Koncerty Kultu w Stodole są stałym i bardzo oczekiwanym elementem muzycznej jesieni w Warszawie. Kiedyś trasa zespołu po Polsce, zwana „pomarańczową”, nazywana była też „październikową”, bowiem to w tym miesiącu odbywała się większość występów. Co ciekawe w poprzednich latach warszawskie koncerty na tym tournée miały miejsce w listopadzie.

Tym razem jednak zespół ponownie wystąpił przed publicznością stolicy w październiku. Tradycyjnie dwa dni z rzędu zapełniając warszawski klub. Pierwszy z koncertów odbył się w piątek 28. My skupimy się na tym drugim, który miał miejsce dzień później, w sobotę.

Głównym akcentem podczas występów na trwającej trasie jest oczywiście promocja najnowszej płyty zespołu „Wstyd”, którą niedawno miałem przyjemność recenzować (http://www.infomusic.pl/muzyka/artykul/46828,kult-wstyd-recenzja). W Stodole po raz pierwszy mogłem się przekonać, jak utwory, które się na niej znalazły, prezentują się w wersjach na żywo. Wyjątkiem była tylko kompozycja „To nie jest kraj dla starszych ludzi”, bowiem ona na koncertach zespołu pojawiała się już od pewnego czasu.

Występ rozpoczął się dokładnie tak jak najnowsza płyta, czyli od piosenki „Jeśli będziesz tam”. W tym utworze, w którym Kazik śpiewa o swojej niepewności co do wiary w Boga, na pierwszy plan wysunęła się sekcja dęta. Nie może to jednak dziwić, jeśli weźmiemy pod uwagę, że autorem muzyki jest puzonista Kultu Jarosław Ważny, a głównym w ogóle kompozytorem na ostatniej płycie był grający przy okazji jej nagrywania głównie na saksofonie Tomasz Glazik.

Ta dwójka, wspomagana na trąbce przez Janusza Zdunka, swoimi zespołowymi partiami, ale też lekko jazzującymi solówkami, ubarwiała nie tylko koncertowe wersje utworów z nowej płyty, ale też tych, które świetnie znamy od lat. Skupmy się jeszcze jednak przez chwilę na „Wstydzie”, zwłaszcza że zespół nie ma zupełnie do wstydu powodów. Z nowego albumu w Stodole usłyszeliśmy jeszcze: „To nie jest zbrodnia”, „Pęknięty dom cz. 1”, „Wstyd”, „Madryt” i „Apokalipsę”. Moim zdaniem najlepiej wypadły cztery ostatnie.

Numer tytułowy muzycznie ma trochę wspólnego z twórczością Rammsteina, a industrialna muzyka w tym utworze w wersji na żywo jest jeszcze bardziej wyrazista niż na płycie. Co ciekawe Kazik zaprezentował przy jego okazji nietypową i bardzo jak na niego zróżnicowaną i dynamiczną „choreografię”, imitującą trochę ruchy boksera. Kawałek zatytułowany jak stolica Hiszpanii jest najbardziej znanym utworem z płyty. Został przecież wybrany na pierwszy singiel.

Jego koncertowe wykonanie wypada moim zdaniem lepiej od nieco wygładzonej i lekko swingowej wersji studyjnej. „Pęknięty dom cz.1” oraz „Apokalipsa” to energiczne i monumentalne utwory, idealnie nadające się do grania na koncertach, zwłaszcza że w wersjach live jeszcze bardziej uwypuklona jest w nich rola gitar i sekcje dętej. Co ciekawie dzień wcześniej zespół zagrał też inne utwory z płyty „Wstyd”. Zresztą w ogóle repertuar koncertów znacząco się różnił, co tylko potwierdza znany od dawna fakt, że każdy koncert Kultu jest inny, a zespół ma ogromny szacunek do swoich fanów i do każdego występu podchodzi indywidualnie.
[img:2]
Inna płytą, która miała swoją silną reprezentację podczas imprezy był, ku memu ogromnemu szczęściu, „Tata Kazika” (1993 r.). Wokalista z kolegami przedstawili kilka sztandarowych numerów napisanych przez jego ojca Stanisława. I tak w Stodole bawiliśmy się m.in. przy „Królowej życia” (z solówką Janusza Zdunka na trąbce), wykonanej w wersji szybkiej „Celinie” oraz „Inżynierach z Petrobudowy”, których Kazik zaśpiewał inaczej niż na płycie – normalnym wokalem, nieimitującym pijackiej chrypki.

Największą niespodzianką była jednak stosunkowo rzadko grana podczas koncertów „Marianna”, która efektownie wypadła na żywo. Być może wpływ na taką pokaźną reprezentację utworów Stanisława Staszewskiego miał fakt, że w sierpniu Kult zagrał podczas Festiwalu w Cieszanowie (odbywającego się w dniach 20–23 sierpnia) koncert specjalny (na którym swoją premierę miał także utwór „Madryt”), na którym zabrzmiały w całości płyty „Tata Kazika” i „Tata 2” (druga płyta z piosenkami ojca Kazika lub będącymi w jego repertuarze, wydana w 1996 r. – w sobotę w Stodole usłyszeliśmy z niej „Kochaj mnie, a będą Twoją” z muzyką Henryka Warsa i tekstem Andrzeja Własta).

Co równie ważne podczas tego samego festiwalu Kazik (który w Cieszanowie wystąpił z jeszcze jedną swoją formacją grając pożegnalny koncert zespołu Kazik na Żywo oraz gościnie przyłączył się do kolegów z zespołu El Dupa, do którego też przecież należał) z kolegami tym razem z Kwartetu ProForma zagrali też kilka utworów planowanych na płyty o roboczym tytule „Tata 3”, lub jakby chciał Przemysław Lembicz – lider Kwartetu: „Tata Kazika kontra Hedora”…

[img:3]
Wróćmy jednak do wydarzeń ze Stodoły. A podczas sobotniego koncertu nie mogło oczywiście zabraknąć najprawdopodobniej najbardziej znanego utworu autorstwa ojca Kazika – „Baranka”. Jak zwykle był on jednym z najbardziej wyczekiwanych momentów koncertu, a ostatni refren śpiewany chóralnie przez publiczność wybrzmiał imponująco.

Co ciekawe utwór ten zagrano stosunkowo szybko, bowiem już jako czwarty na koncercie i był on jednym z wielu zaprezentowanych tego wieczoru wielkich hitów zespołu. A mogliśmy usłyszeć także zagraną jako drugą „Brooklyńską Radę Żydów”, w której tradycyjnie publiczność najbardziej uaktywniła się na słowa: „Teraz oklaski rozległy się z nawet najdalszej części sali”; jak zwykle bardzo energetycznego i punkowo zadziornego „Pasażera” (jedyny tego dnia utwór zaśpiewany po angielsku), czyli cover słynnego „The Passenger” Iggy’ego Popa; czy też „Gdy nie ma dzieci”, którą Kazik zapowiedział w charakterystycznym dla siebie zabawnym stylu.

Zresztą dygresji i anegdot w wykonaniu lidera przy okazji poszczególnych utworów było więcej, ale chyba mniej, niż ma to miejsce zazwyczaj. Obecności w repertuarze koncertu klasyków naszego rodzimego rocka, takich jak „Do Ani”, „Arahja” czy koncertowych pewniaków, jak „Wódka”, „Poznaj swój raj”, nie muszę chyba nawet wspominać. Oczywiście były też pewne niespodzianki, jak choćby gościnny występ syna Kazika – Janusza, który zaśpiewał utwór „Niejeden”. Inna sprawa, że koncerty w Stodole mają dość domową atmosferę, stąd z boku sceny, na której występował zespół, można było też dostrzec innych członków rodzin muzyków.

Być może była też żona Kazika – Ania, bowiem zaśpiewał on aż trzy utwory, do których powstania stała się ona inspiracją („Kocham Cię, a miłością swoją”, „Do Ani”, „6 lat później”). A wracając do Janusza, to moim zdaniem najbardziej podobny jest on do ojca w swoich scenicznych ruchach. Pod względem wokalu i charyzmy scenicznej wspólnych mianowników nie widzę.

[img:4]

Na bis dostaliśmy tradycyjny zestaw: „Polska” (odśpiewana, podobnie jak w latach wcześniejszych, przez Kazika do spółki z trzymającym z nim polską flagę jednym z członków ochrony, jak zwykle bardzo sympatycznie współpracującej z publicznością), „(Po co) Wolność?”, „Konsument” i „Krew Boga”. Dodatkowym elementem była pojawiająca się już od dłuższego czasu w tym miejscu „Totalna stabilizacja”, zaśpiewana przez klawiszowca i kompozytora wielu kawałków Kultu Janusza Grudzińskiego.

Ostatnim zaś akcentem okazali się, także tradycyjnie, „Sowieci”, chóralnie odśpiewani przez publiczność i zaprezentowani w pełnej, bo czterozwrotkowej wersji. Tym razem basista Kultu Ireneusz Wereński chyba nie imitował przy tej okazji jazdy na koniu… Niemniej zarówno on, jak i pozostali gitarzyści Wojciech Jabłoński (producent płyty „Wstyd”), Piotr Morawiec, jak i wszyscy inni muzycy przez cały około 3-godzinny koncert bawili się świetnie. Bardzo angażowali się też w występ, ale można było odnieść wrażenie, że w Stodole czuli się, jak zwykle zresztą, bardzo swobodnie, jak w domu. I istotnie takim drugim domem (a może jednym z kilku „drugich domów”) dla Kultu można ten warszawski klub nazwać. Publiczność zgormadzona na opisywanym występie chyba potwierdza moje zdanie, czego dowodzi tradycyjnie pełna hala (dwa dni z rzędu), entuzjastyczny odbiór koncertu, świetna znajomość repertuaru i duża wiekowa rozpiętość fanów, z których wielu przyszło z dziećmi. Oby jak najwięcej takich występów!

Tekst: Michał Bigoraj

Zdjęcia: Kasia Stańczyk, dzięki uprzejmości Klubu Stodoła 

Muzyka

Wooten Brothers w Warszawie
Więcej wiadomości