RELACJA: Koncert TOTO w Sopockiej Operze Leśnej

Polska publiczność po raz kolejny dopisuje. „40 Trips around the sun world tour”, to trasa koncertowa, która rozpoczęła się w lutym 2018 roku w Europie, a zakończy w październiku 2019 w Ameryce. To najbardziej rozległa światowa trasa zespołu. Ponad dwieście koncertów promuje 40 rocznicę powstania zespołu, który nadal gra na scenie i jest w świetnej formie.

Pierwszy polski koncert odbył się w Tauron Arena w Krakowie 28 lutego ubiegłego roku i nie zabrakło na nim Davida Paicha, którego na Sopockim koncercie w Operze Leśnej zastępuje Dominique “Xavier” Talpin. Poza tym w pozostałym składzie wystąpili Shannon Forrest na perkusji, Lenny Castro na perkusjonaliach, Steve Lukather wokal i gitary, Joe Williams to wokal główny, Steve Porcaro na klawiszach, Shem von Schroeck na gitarze basowej oraz Warren Ham na saksofonie i wokalu.

Koncert rozpoczął się punktualnie, mocne wejście utworem „Devil's Tower” z najnowszego albumu „Old is New”. I tu ciekawostka. Pierwotnie ten utwór został nagrany z Mike'iem i Jeffem Porcaro w 1981 roku podczas sesji TOTO IV. Nigdy nie został zarejestrowany wokal główny, ani nie został napisany tekst do tego utworu. Dopiero niedawno Joseph Williams napisał słowa i zostało to wydane.

Artyści lubią zaskakiwać publiczność i tu niespodzianka - druga pozycja na setliście to utwór z pierwszej płyty „TOTO”, „Hold the Line”. To postawiło publiczność na nogi. Bariera wieku w takiej sytuacji znika i nie ma znaczenia czy masz 10, 20 czy 70 lat. Kolejna dawka energii to utwór z 1982 roku „Lovers in the Night”, a po nim powrót do kompozycji, która została napisana wcześniej, ale wydana w tym roku - „Alone”.

Po tych czterech utworach Toto zagrał piękną harmonię, wyciskacz łez z albumu „Tambu”, utwór „I Will Remember”. Następnie mocne riffowe granie Lucather'a w „English Eyes” oraz instrumentalny utwór „Jake to the Bone”. Szkoda, że nagłośnienie nie dopisało w każdym miejscu, a wiele osób rezygnowało z miejsca siedzącego i szukało lepszej czytelności dźwięku.

Kolejny hit „Rosanna” przenosi mnie w lata 80-te, a po nim miła niespodzianka dla fanów unplugged'owego brzmienia: „Georgy Porgy”, „I'll Be Over You”, „No Love”, „Stop Loving You” i oczywiście „Human Nature”. Długie solo na pianinie w wykonaniu Dominique Talpina otwiera powrót do pełnego brzmienia „Girl Goodbye”, „Angela”, „Lion”. Nie mogło zabraknąć wspomnień ze współpracy z Davidem Lynchem i został zagrany filmowy temat „Dune (Desert Theme)”.

O tym, że Toto jest w świetnej formie dało się odczuć od pierwszych dźwięków i aż do końca nie było co do tego żadnych wątpliwości. Cover zespołu The Beatles „While My Guitar Gently Weeps” potwierdził doskonałość wokalną i instrumentalną. Solo Steve'a jakby spięło klamrą cały world tour, a na koniec wystarczyło zagrać utwór „Africa”, bez którego nie było by koncertu Toto. Bardzo rozbudowana wersja z improwizacjami członków zespołu, a zwłaszcza perkusjonalisty Lenny'ego Castro. Publiczność miała okazje zaśpiewać a capella na zmianę z zespołem, a zaskakująca pozytywna reakcja Lukather'a i Williams'a była widoczna. Miłe zakończenie dwugodzinnego muzycznego widowiska.

Na koniec kilka słów z wrażeń po koncercie. Toto to zespół, który przeżywa swój renesans. Jest w szczytowej formie instrumentalnej i wokalnej. Szkoda, że jego perfekcyjność dało się usłyszeć głównie z przodu sceny. W pozostałych obszarach widowni brakowało czytelności. Oświetlenie… zabrakło telebimów. Są one na innych koncertach tour'owych Toto, jak na przykład w Ziggo Dome w Amsterdamie. Opera Leśna w Sopocie mieści ponad 5 tys. widzów, to może nie dużo w porównaniu do 17 tys. holenderskiej widowni, ale warto zadbać o czytelność dźwięku, światła i obrazu. 110 lat historii zobowiązuje, poza tym chcemy, by nad naszym morzem chciały pojawiać się gwiazdy największego formatu.

Zdjęcia: EvoStudio