RECENZJA: Kesha - "High Road"

RECENZJA: Kesha - "High Road"

25 marca 2020, 18:39

Czy pamiętacie jeszcze Keshę, wokalistkę, której hity szalały na listach przebojów w 2010 roku tuż obok dokonań Katy Perry i Lady Gagi? Piosenkarka znana z upodobania do imprezowania i smykałki do tworzenia wpadających w ucho melodii zdążyła przejść małą transformację i właśnie wydała 4. w swoim dorobku krążek. Czy na "High Road" zaskoczy nas czymś nowym, a może wróci do korzeni?[img:1]

Kesha gości na scenie już ponad 10 lat, w tym czasie wypromowała sporo przebojów. Kto nie miał problemów z ucieczką przed „Your Love is My Drug”, „TiK ToK” czy „Blow”? Te elektroniczne bity z krwi i kości towarzyszyły nam przez długi czas i właśnie z taką muzyką duża część społeczeństwa do dzisiaj utożsamia Keshę. Tymczasem wydane w 2017 roku „Rainbow” to zupełnie inne brzmienie. Wokalistka pożegnała rytmy electro pop, kierując się bardziej w stronę klasycznego popu i sprytnie nawiązując do muzyki country, a nawet elementów rocka. Mając to na uwadze, byłam bardzo ciekawa, co takiego zaserwuje nam Kesha na najnowszej płycie.

Nowy krążek stanowi połączenie jej starych dokonań z wcześniej wspomnianym wydawnictwem. Z jednej strony mamy tu kawałki pełne mocy i potencjalne przeboje, jak "High Road" czy "Raising Hell", z drugiej piosenki o zmiennym tempie, jak otwierające album „Tonight”, które zaczyna się niczym ballada, a z czasem rozwija się i jest prawdziwą energetyczną petardą, która świetnie sprawdzi się na parkietach. Pobrzmiewają tu echa dawnej Keshy, ale słychać, że to już zupełnie inna osoba. W „My Own Dance” gitara miesza się z elektronicznymi bitami. W tych kawałkach pobrzmiewa soul i R&B. Przy czym wokalistka bawi się muzyką w taki sposób, że nigdy nie jest to mieszanka oczywista. Kesha nie zapomniała jednak o balladach, posłuchajcie "Shadow" i wypełniających ją chórków. "Honey" z kolei w udany sposób flirtuje z hip-hopem, a dźwięki country odnajdziemy w „Cowboy Blues”. To chyba najspokojniejsza i zarazem najbardziej zrównoważona pod względem gatunkowym kompozycja. Po drodze czeka nas jeszcze "Little Bit of Love", które brzmi jak z płyty Taylor Swift lub Katy Perry i świetnie może wypadać na koncertach. Średnio wypada z kolei "Birthday Suit". Do tendencji wzrostowej możemy natomiast zaliczyć "Father Daughter Dance" czy "Chasing Thunder". Świetnie brzmi też zamykające album „Summer”.

Nowy album miał być dla wokalistki sposobem na rozliczenie się z przeszłością i podejściem do trudnych spraw na luzie. To rzeczywiście słychać. Po rewolucyjnym "Rainbow" Kesha postanowiła podejść do nowej muzyki ze spokojem i bez nadęcia. W efekcie otrzymujemy próbę połączenia starego z nowym, nie znajdziemy tu ostrych, elektronicznych bitów znanych z pierwszych albumów, za to sporo tu lekkiej elektroniki, która miesza się z alternatywnym popem. "High Road" to zdecydowanie album, po który warto sięgnąć. Sporo może Was na nim zaskoczyć.

Tracklista:

1. Tonight
2. My Own Dance
3. Raising Hell (Feat. Big Freedia)
4. High Road
5. Shadow
6. Honey
7. Cowboy Blues
8. Resentment (Feat. Brian Wilson & Sturgill Simpson)
9. Little Bit Of Love
10. Birthday Suit
11. Kinky (Feat. Ke$Ha)
12. The Potato Song (Cuz I Want To)
13. BFF (Feat. Wrabel)
14. Father Daughter Dance
15. Chasing Thunder
16. Summer

Autor recenzji: Monika Matura
Ocena: 5/6
Warto posłuchać: "Tonight", "Raising Hell", "Chasing Thunder"

Pop

Muzyka

The Animals & Friends w NCK
Więcej wiadomości