Czerwone Gitary w Scenie Relax (14.10.2024) – relacja

Czerwone Gitary w Scenie Relax (14.10.2024) – relacja

17 października 2024, 19:14

Czerwone Gitary to najdłużej nieprzerwanie działający polski zespół, a także jeden z najważniejszych w historii rodzimej muzyki rozrywkowej. W drugiej połowie lat 60. zespół ten był po prostu najważniejszy i najpopularniejszy. Swoją karierę rozpoczął w 1965 roku, więc skoro na rynku są już 59 lat, to czemu poniedziałkowymi koncertami w warszawskiej Scenie Relax obchodzili swoje 55-lecie? [img:32]

Odpowiedzi na to pytanie udzielił Jerzy Skrzypczyk, jedyny członek oryginalnego składu Gitar, który od początku istnienia zespołu nie opuścił ponoć żadnego koncertu. Jego imponujący licznik występów dobije wkrótce do 6000! Otóż perkusista i kompozytor (okazjonalnie także wokalista) wyjaśnił w trakcie koncertu, że formalnie 55-lecie grupy przypadało na rok 2020, ale z powodu pandemii zespół zagrał wówczas jedynie cztery koncerty i na ok. trzy lata zawiesił koncertową działalność. Panowie czują się zatem w obowiązku trasę z okazji tamtego jubileuszu zakończyć. Ich postawa może i jest godna pochwały, ale – chcąc nie chcąc – wprowadza pewną dezorientacją wśród ludzi, którzy wyjaśnień p. Jerzego nie znają. W przyszłym roku zespół, zgodnie z rzeczywistą datą powstania, będzie hucznie świętował swoje 60-lecie! Z tej okazji ponownie zawitają do Sceny Relax, dając publiczności mikołajkowy prezent 6 grudnia.

[img:1]

Skupmy się jednak teraz na koncercie, który miał miejsce w poniedziałek. Był to drugi koncert tego dnia w tym miejscu (pierwszy rozpoczął się o godzinie 16:00). Niedługo po 19:30 na scenie pojawiła się organizatorka, która w sympatyczny sposób przywitała się z widownią i zapowiedziała zespół. A sam zespół chwilę później „przedstawił się” sam za pomocą kilkuminutowego filmu, pokazującego w pigułce jego historię. Narratorem był Skrzypczyk, który na tle archiwalnych zdjęć bardzo rzeczowo, ale przy tym w sposób lekki i humorystyczny, opowiedział nam o losach zespołu od połowy lat 60. do dziś. Nie zabrakło nawiązań do „prehistorii” grupy (wywodzącej się z zespołu Pięciolinie), ogromnej popularności w latach 60. i 70., licznych anegdot, analogii z grupą The Beatles, twórczego wkładu kompozytorskiego duetu Seweryn Krajewski/Krzysztof Klenczon oraz tragicznej śmierci tego drugiego (1981 r.) i odejścia Krajewskiego z zespołu (1997 r.). Za godny podkreślenia uważam fakt, że wymienieni zostali wszyscy muzycy, którzy przewinęli się przez skład zespołu przez te blisko 60 lat, w tym oczywiście jego współzałożyciele Henryk Zamorski (zmarł w 2011 r.) i Jerzy Kossela (zmarł w 2017 r.).

[img:2]

Po tym niecodziennym wprowadzeniu na scenie ujrzeliśmy czwórkę muzyków. Poza Skrzypczykiem obecny skład zespołu tworzą: Mieczysław Wądłowski (gitara akustyczna, wokal), Arkadiusz Wiśniewski (gitara basowa, wokal) i Marcin Niewęgłowski (gitara solowa, wokal). To właśnie ten ostatni jako pierwszy zwrócił moją uwagę przy okazji pierwszego utworu koncertu, którym był kawałek pt. „Trzecia miłość – żagle”, w którym był głównym wokalistą. Jego barwa głosu momentami przypominała tę, którą w latach świetności dysponował Krajewski. Sam utwór był też bardziej „zadziorny” w porównaniu do oryginalnej wersji. Właściwie wszystkie utwory były tego wieczora zaprezentowane w wersjach – mniej lub bardziej – odbiegających od oryginałów, choć często bardzo do nich zbliżonych. Nie jest to jednak zarzut, a sytuacja absolutnie normalna, jeśli weźmie się pod uwagę zarówno aktualny skład zespołu, jak i fakt, że tworzy go obecnie czwórka muzyków, a nie tak jak w latach świetności, piątka. Dodajmy, że zespołu, którego twórczość jest prawdziwą kopalnią przebojów, z czego jego obecni członkowie doskonale zdają sobie sprawę. Dlatego, aby zaprezentować przekrój swojej imponującej twórczości, trzeba się… sprężać! Z takiego założenia wyszli Panowie, prezentując medley swoich hitów, zaprezentowanych niemal bez przerwy jeden po drugim. W tej wiązance usłyszeliśmy m.in.: wzruszające ballady „Historia jednej znajomości” i „Płoną góry, płoną lasy”, zabawne „Bo Ty się boisz myszy”, a przede wszystkim „Kwiaty we włosach” – wizytówkę zespołu i moim zdaniem jego najpiękniejszy utwór. Ten utwór w oryginalne śpiewał Klenczon, którego obecni na scenie muzycy uhonorowali także w inny sposób. O ile obecność w koncertowym repertuarze wielkiego, klasycznie rockowego hitu (który Klenczon nagrał wspólnie z swoim zespołem Trzy Korony) „10 w skali Beauforta” (co ciekawe, autorem słów zarówno do niego, jak i do wspomnianych „Kwiatów we włosach”, był Janusz Kondratowicz) nikogo nie mogła zdziwić, to już jednak pojawienie się w nim wcześniej stosunkowo mniej znanych utworów z jego dorobku – „Jesień idzie przez park”, „Tam gdzie woda i las” i „Pluszowe niedźwiadki” – była zarówno pięknym hołdem dla zmarłego, jak i przypomnieniem faktu, że zespół miał w swoim dorobku program z repertuarem stworzonym przez niego. Oczywiście nie mogło zabraknąć „Białego Krzyża”, do którego Klenczon napisał muzykę, jak i kilku innych evergreenów polskiej muzyki rozrywkowej, takich jak: refleksyjna „Anna Maria”, podniosłe „Nie spoczniemy” (z tekstem Agnieszki Osieckiej) czy energetyczne i radosne „Dozwolone od lat 18-tu”, „Nie zadzieraj nosa” i „Takie ładne oczy”. Zespół zaprezentował także repertuar z XXI wieku, stąd obecność na koncercie utworów „Senny szept” (2005 r.), „Lecz tylko na chwilę” (2010 r.) czy „Czerwona gitara” (2015 r.). Nie ukrywam, iż trochę kontrastowały one z największymi hitami formacji…

[img:3]

A te usłyszeliśmy także na bis. „Matura”, a zwłaszcza utrzymane w konwencji walca „Niebo z moich stron”, porwało widownię do wspólnej zabawy, a nawet tańców. Ostatnim, nieoczywistym akcentem, było kończące koncert „Remedium”, czyli utwór kultowego duetu Maryla Rodowicz (śpiew) – Agnieszka Osiecka (tekst). W tym miejscu moim zdaniem bardziej pasowałaby ich kompozycja „W drogę”, której najbardziej mi na koncercie zabrakło.

[img:4]

Fakt, że zespół ciągle kontynuuje karierę, ma oczywiście też swoich przeciwników. Ich główne argumenty są trudne do podważenia. W zespole istotnie nie ma najbardziej znanych członków (Krajewskiego i Klenczona), oryginalny skład reprezentuje jedynie Skrzypczyk, a Niewęgłowski i Wiśniewski urodzili się już po największych sukcesach grupy (ten drugi nawet po śmierci Klenczona!). Z drugiej strony należy pamiętać, że zespół nigdy nie zakończył swojej działalności (w latach 80. wprawdzie zniknął z polskiej estrady, ale w tym czasie grał w USA oraz w ZSRR i NRD), by po latach wrócić do grania bez żadnego muzyka z oryginalnego składu - a tak, jak wiemy, zrobiła np. Budka Suflera. Zresztą różnic między tymi dwoma niezwykle zasłużonymi formacjami jest więcej, choćby taka, że Czerwone Gitary – z szacunku dla fanów, a przede wszystkim dla samych siebie – grają biletowane koncerty i trasy koncertowe. Budka ogranicza się do darmowych występów z okazji dni miast, imprez okolicznościowych czy grania na niszowych festiwalach. Abstrahując od kwestii sensu dalszej działalności zespołu, trzeba przyznać, że od strony artystycznej ciężko się do niego przyczepić. Oczywiście, ich muzyka jest prostsza od tej, którą oferuje nam wspomniana Budka Suflera, ale Czerwone Gitary prezentują ją w sposób bardzo profesjonalny, bez żadnych technicznych „sztuczek” czy choćby półplaybacku. A jak wiadomo, zdarza się to, zwłaszcza gdy w zespole – takim jak w Czerwone Gitary, śpiewają wszyscy (Skrzypczyk jako jedyny nie ma solowych partii wokalnych), a w dodatku występują chórki i harmonie wokalne. Muzycy są wyraźnie „zgrani”, świetnie się uzupełniają, mając jednocześnie przestrzeń na krótkie solówki (Niewęgłowski i Wiśniewski). „Osią” zespołu jest oczywiście Skrzypczyk (w koncercie usłyszeliśmy też napisaną przez niego kompozycję „Najpiękniejsze są polskie dziewczyny"), który nie tylko wyznacza jego rytm (dosłownie i w przenośni), ale też koncert przeplata bardzo sprawną, zabawną, a momentami autoironiczną konferansjerką. Ją, podobnie jak i oczywiście artystyczne akcenty, doceniała znakomicie bawiąca się widownia. Nadspodziewanie udany wieczór. Z pewnością pojawię się na świętowaniu 60-lecia w przyszłym roku!

[img:5][img:6][img:7][img:8][img:9][img:10][img:11][img:12][img:13][img:14][img:15]
[img:16][img:17][img:18][img:19][img:20][img:21][img:22][img:23][img:24][img:25]
[img:26][img:27][img:28][img:29][img:30]

Tekst: Michał Bigoraj

Zdjęcia: Karolina Renc

Rock Polskie

Muzyka

Mononeon na dwóch koncertach w Polsce
Więcej wiadomości