Marcin Sobolewski

Marcin Sobolewski

Gitarowy samouk, czy też może samonieuk. Wiosłuje już dwie długie dekady, w tym czasie wciąż jeszcze nie nauczył się, że pentatonika i pentagram to nie to samo. Aktywny na polu rocka i polanie bluesa.

Przez te 20 lat chwycił C-dur około 2 milionów razy, w różnych przewrotach i pozycjach. Obecnie pracuje nad c-moll. Kierując się przekonaniem, że skoro nie widać różnicy - nie warto przepłacać - zwykle grając zamyka oczy. Czytanie nut i tabulatur wywołuje u niego senność, podobnie jak death metal.

Występował w wielu zespołach i składach, które zdobyły marną lub żadną popularność. Koledzy i koleżanki z zespołów doceniali jego talent: gra co prawda nieco fałszywie, ale za to nierówno. Stara się grać krótkie solówki, bo zwykle nie ma czasu.

Korzystając z dobrodziejstwa dostępności taniego chińskiego sprzętu zorganizował sobie domowe studio nagraniowe, z którego prawie nie korzysta, usprawiedliwiając się znowu brakiem czasu. Udało mu się wywołać powszechne przekonanie wśród znajomych, że rozumie różnicę między kompresorem a limiterem. Stara się robić mądrą minę wymawiając słowa: wielościeżkowy, analiza Fouriera, korektor parametryczny, świadomość. Lubi kupować stare gitary, które są lepsze i tańsze.

Niezmiennie od lat inspirują go Mark Knopfler, Saul Hudson, Gary Moore, Andy Summers, Jonas Isacsson. Chciałby grać tak jak oni, i na chęciach się kończy. Wielbiciel brzmień brytyjskich, za wyjątkiem Rickenbackera który akurat jest amerykański, ale i tak rozsławił go Lennon. 

Poza muzyką interesuje go historia, polityka, publicystyka popularno-naukowa, psychologia, socjologia, elektronika analogowa, stolarstwo meblowe, fotografia analogowa i cyfrowa, montaż audio i video, mechanika pojazdowa, a ostatnio także wychowanie dzieci. Żeby było jasne, skąd ten brak czasu.