"Gdzie Diabeł nie może tam Jabbę pośle" - Mayones JABBA
Tomek Przyborowicz 14 września 2010, 13:39 Gitary Mayones s.c.Mayones Jabba6000 PLN
- WYGLĄD
- BRZMIENIE
- JAKOŚĆ WYKONANIA
Nikomu nie trzeba zbytnio przedstawiać naszej rodzimej marki Mayones. Jest to w tej chwili uznana na całym świecie firma produkująca najwyższej jakości instrumenty, a nazwiska muzyków używających zarówno gitar, jak i basów Mayones mówią same za siebie.
Sądzę, że duży wpływ na ich decyzję o wyborze instrumentu dla siebie miała możliwość stania się niejako konstruktorami swoich własnych instrumentów poprzez bardzo rozbudowaną ofertę Custom z jaką wychodzi do klienta Mayones.
Mayones Jabba Custom
Prezentowany w tym artykule model Jabba nie potrzebuje szczególnej reklamy. Cieszy się dużym powodzeniem i nie trzeba go specjalnie zachwalać. Jednak ten konkretny egzemplarz nie znajduje się w katalogu Mayones'a. Jest to bardzo nietypowy instrument, który reprezentował tę linię basówek podczas tegorocznych targów Music Messe we Frankfurcie. Ta Jabba pokazuje niemal nieograniczone możliwości odstępstwa od wersji standardowej, w tym modelu.
Nazwa Jabba pochodzi od skrótu JB, jakim przyjęło się opisywać klasyka basowej arystokracji, mianowicie Jazz Bass'a. Tak się bowiem składa, że Jabba w swojej budowie i stylistyce nawiązuje właśnie do tego modelu Fendera. Wykonany z jesionu korpus przykrywa piękny top z przegniłego klonu. To rzadkie, specjalnie wyselekcjonowane, drewno zawdzięcza swój urok słojom zaatakowanym przez jakąś tajemniczą chorobę drzewa. Coś pięknego! Co ciekawe, pod topem znajdują się dwie specjalne, ukryte komory rezonansowe, które w znaczny sposób podnoszą walory akustyczne instrumentu. Korpus połączony jest z gryfem za pomocą 6 bardzo solidnych śrub.
Nie ma więc mowy o jakichkolwiek luzach mogących negatywnie wpływać na brzmienie. Warto wspomnieć, że w tym miejscu tylna strona korpusu jest specjalnie wyprofilowana, aby ułatwić grę w najwyższych pozycjach. Sam gryf natomiast wykonany jest z klonu. 24 progi spoczywają stabilnie w palisandrowej podstrunnicy, którą zdobią vintage'owe, akrylowe markery w kształcie prostokątów. Boki podstrunnicy okala biała lamówka. Inspirowana Jazz Bass'em główka Jabby z wierzchu opatrzona jest tym samym drewnem co top korpusu, nadając całości estetycznej spójności. Tzw. hardware tego instrumentu to niezawodne produkty firmy Schaller. Są to stroiki Schaller BM, zaczepy na pas Secutity Straplocks, oraz znakomity mostek Schaller 2000.
Dżwięk Jabby przesyłany jest do wzmacniacza przy pomocy dwóch pasywnych przetworników Basslines. Humbacker od strony mostka i singiel przy gryfie. Pickupy zaprzęgnięto do autorskiego aktywnego preampu Mayones zasilanego przez jedną baterię 9V.
Jak zwykle do testu użyłem swojego zestawu Taurus składającego się z głowy TH Cross oraz kolumn Bs 115 i Bs 210.
Zanim jednak wpiąłem basówkę do Taurusa sprawdziłem jak gada z tzw. dechy. Okazuje się, że komory rezonansowe ukryte pod klonowym topem nie są tam przypadkiem. Jabba odezwała się pięknie sama z siebie i byłem strasznie ciekaw co będzie gdy podłączę ją do wzmacniacza. Kiedy to zrobiłem pozostało już tylko rozgryzienie gałkologii. Ta okazała się dziecinnie prosta. Pierwsze dwa potencjometry to poziom sygnału z poszczególnych przetworników. Kolejny, podwójny to poziom niskich i wysokich częstotliwości w naszym sygnale wyjściowym. Ten potencjometr działa tylko wtedy gdy preamp jest załączony i jesteśmy w trybie aktywnym. Do equalizacji soundu w trybie pasywnym służy czwarty potencjometr będący balansem między niskimi, a wysokimi częstotliwościami. Do załączania i odłączania preampu służy mały przełącznik umieszczony na płytce.
Oczywiście trzeba by się nastroić. I tu kolejny zdany egzamin Jabby. Stroiki pracują płynnie i jak się okazało później świetnie trzymają strój przez długi czas.
No to pograjmy.
Manualnie basik dopasowany jakby do mnie. A trzeba Wam wiedzieć, że zwykle gram na swoim bardzo, bardzo wygodnym Fenderze, więc wymagania co do tego mam wielkie. W przypadku Jabby obie ręce miały ogromny komfort. Przetworniki umieszczone są tak, że podparcie na nich prawej dłoni odbywa się wręcz intuicyjnie i naturalnie. Mięśnie nie ulegają zbędnym naprężeniom, a dłoń się nie męczy. Dzięki bardzo dobrze dobranemu rozstawowi strun prawa dłoń nie miała żadnych kłopotów zarówno przy grze tradycyjną metodą palcami, jak i slapem. Często bowiem jest tak, że palce wpadają gdzieś między struny, lub kciuk uderza dwie struny zamiast jednej. Tu nie było mowy o takich zjawiskach. Mostek Schaller 2000 umożliwia nam jednak regulację rozstawu strun na mostku na wypadek gdyby ktoś miał specjalne upodobania w tej materii. Gryf również bardzo wygodny i przyjazny dla lewej ręki. Dla jeszcze większego komfortu gry na całej długości gryfu jest on specjalnie wyprofilowany w najwyższych pozycjach.
Chcąc sprawdzić co oferują poszczególne przetworniki ściszyłem humbuckera. Singiel odezwał się typowym jazz bass'owym, gryfowym, okrągłym brzmieniem. Natomiast humbacker przy mostku to zupełnie inna bajka. Mocny, zadziorny i ciemny. Tak można by go w skrócie scharakteryzować. Miks całości daje wielkie możliwości i radość z muzykowania. Basówka gra pełnym pasmem, mając przy tym niezwykle dynamiczne dmuchnięcie. Okrągły dół, z agresywnym, przyciemnionym środkiem. Całość okraszona wysokimi częstotliwościami i ta siła, którą czuć na plecach. Szczególnie dobitnie przekonałem się się o tym podczas koncertu, gdzie pomimo tego, że skład nie był mały, a scena dość duża bas nie zginął w cieniu gitary, bębnów, miliona monitorów i akustyka, który jak wiadomo jest największym wrogiem muzyka. (To oczywiście żart! Pozdrowienia dla Was Panowie!). Bas był cały czas na scenie dając wszystkim niezłego kopa. A wszystko selektywne, takie jak trzeba. Super!
To była ogromna frajda pograć na tej Jabbie. Pomyśleć, że we Frankfurcie zachwycali się nią najwięksi giganci basu na świecie... a teraz i ja mogłem wydobyć na niej kilka dźwięków.
PODSUMOWANIE
Nie ma co gadać bas gra jak ... Ale w tym wszystkim najpiękniejsze jest to, że dzięki bardzo szerokiej ofercie custom ten bas mógłby wyglądać zupełnie inaczej. Bo przecież podstrunnica mogłaby być na przykład z wenge czy hebanu, korpus z olchy, a top z jeszcze innego drewna. Kto powiedział, że te akurat przetworniki są dla mnie najlepsze? A może mi zagrałyby inne. Może Bartolini, a może jeszcze coś innego? A gdyby tak inne stroiki? A na sam koniec zaprojektowałbym sobie moje własne markery na progach. A co mi tam, raz się żyje! Szaleństwo!
Dzięki bardzo zaawansowanej linii technologicznej jaką dysponuje Mayones muzyk ma możliwość ogromnej ingerencji w kompozycję swojego wymarzonego instrumentu. Mówię tu o doborze drewna, elektroniki, osprzętu, w który wyposażona będzie jego gitara. Jednym słowem o wielkich możliwościach personalizacji basówki, czyli prawdziwej wersji custom, która w wielu wypadkach okazuje się być możliwą tylko w pewnym bardzo wąskim zakresie dopasowanym do możliwości producenta. Oczywiście są pewne ramy, których przekroczyć się nie da i nawet „baba” nic nie pomoże, bo o diable nie wspomnę. Ale w Mayones z pewnością będziecie mieli możliwość stworzenia instrumentu pod siebie. Z resztą odsyłam Was do działu handlowego Mayo, gdzie dowiecie się więcej na ten temat.
Dzięki za lekturę i do zobaczenia przy kolejnym artykule prezentowanym przeze mnie na łamach infomusic.pl.