Mam naprawdę dużo starych winyli - wywiad z Acem ze Skunk Anansie
Ace: Trochę za tym tęskniłem, ale nigdy jakoś nie myślałem o tym w kategoriach „Koniec”. Dla mnie tak naprawdę to się nie skończyło. Po prostu zacząłem robić inne rzeczy – nagrałem w przerwie dwa albumy, potem zająłem się produkcją. Wyprodukowałem mnóstwo albumów, zarówno w Wielkiej Brytanii jak i całej Europie. Jednak produkcja może się po jakimś czasie znudzić, więc znowu wszedłem do studia, tym razem z zespołem. I było fajnie, podobało mi się, jednak ciągle czegoś brakowało. W międzyczasie moja żona urodziła, więc porzuciłem zespół, zająłem się na powrót produkcją.
Jako Skunk Anansie rozstaliśmy się w przyjaznej atmosferze, trzymaliśmy dobry kontakt, nie byliśmy wrogami jak to czasem bywa. Jak się gra siedem lat, nagrywa kilka płyt, koncertuje po całym świecie – to może zmęczyć. Byliśmy wyprani, więc podjęliśmy wspólną decyzję. Po ponad siedmioletniej przerwie spotkaliśmy się. I to był bardzo dobry moment – każdy z nas coś robił w międzyczasie – ja nagrałem dwa albumy i zajmowałem się produkcją, Mark nagrał trzy albumy, Cass tak jak ja – dwa. Skin również działała solowo.
Przez te lata przerwy byliśmy w stałym kontakcie. Spotkaliśmy się i powiedzieliśmy sobie „Dobra, możemy spróbować, zagrać kilka koncertów”. Jak tylko zaczęliśmy robić próby wiedzieliśmy, że to jest to!
Sabina: Kiedyś określiliście swoją twórczość jako „Clit Rock”. Co mieliście na myśli?
Ace: Kiedyś ktoś nas zapytał „Czy gracie Cock Rock”? Odpowiedzieliśmy, że absolutnie nie. Cock Rock może odnosić się do wielkich włochatych macho, my zaś – z kobietą na froncie – musimy grać „Clit Rock” (ang. Clit – łechtaczka, cock – wulgarne określenie na penisa). I początkowo był to żart, ale po pewnym czasie pojawiło się to określenie w prasie i weszło nam to w krew. W sumie byliśmy jedyną clit-rockową kapelą na świecie! Ale zasadniczo to miał być tylko żart [śmiech].
Sabina: Macie za sobą niezliczoną ilość tras koncertowych. Znowu jesteście w trasie, ponownie latacie po całym świecie, gracie koncerty itd. Jak radzicie sobie z trudami ciągłej podróży? Macie problemy z przestawieniem się na czas lokalny?
Ace: Jeżeli przyjeżdżasz do innej strefy czasowej, gdzie jest kilka, czasem nawet kilkanaście godzin różnicy, twój zegar biologiczny wciąż każe ci jeść, pić, kłaść się spać o tej samej porze co zwykle i wtedy właśnie ludzie mają problem z przestawieniem się – nie mogą np. spać o 1 w nocy. My natomiast przez pierwsze dni nie przestawiamy zegarków i wygląda to tak, że kładziemy się spać o 12.00 – 13.00 i śpimy do późnego wieczora. Dopiero potem jakoś udaje się przestawić. Ale na to trzeba czasu..
Sabina: Gracie koncerty w najróżniejszych miejscach, od małych, kameralnych klubów po ogromne festiwale plenerowe dla kilkudziesięciu tysięcy fanów. Które wolicie? Proszę o szczerą odpowiedź!
Ace: W zasadzie to lubię wszystkie, gdyż każdy z nich ma coś szczególnego w sobie. Lubię festiwale, ten tłum pod sceną, publiczność aż po horyzont. Lubię koncerty klubowe, gdzie wszystko jest blisko – muzycy są blisko siebie, sprzęt jest blisko, publiczność dosłownie przed twoim nosem. Czujesz się, jakbyś znów miał 15 lat i grał w kapeli garażowej ;) Znowu duże koncerty też mają swoje uroki, zwłaszcza kiedy widzi się przed sceną niekończący się tłum, który faluje w rytm twojej muzyki… To naprawdę robi wrażenie!
Sabina: Uwielbiam nazwę SCAM, pod którą kilka razy się pokazaliście. To była jednorazowa sprawa, czy może są jakieś plany do realizacji pod tym szyldem?
Ace: [w tym momencie Ace pochyla się nade mną i pokazuje palcem na kartce z moimi pytaniami, po kolei która litera co oznacza] SCAM oznacza po prostu „Skin, Cass, Ace, Mark” czyli pierwsze litery naszych imion bądź pseudonimów. Stworzona została w latach 90-tych, kiedy już byliśmy naprawdę sporym zespołem. Mieliśmy taką potrzebę stworzenia sekretnego alter-ego zespołu, więc wymyśliliśmy SCAM. Jechaliśmy na koncert do małego klubu i nikt o tym nie wiedział, tylko najwierniejsi fani dogrzebywali się do tych informacji.
Oczywiście, krążyły również plotki, ale zawsze udało się kogoś zaskoczyć. Bywało tak, że jednego dnia graliśmy koncert dla kilkudziesięciu tysięcy osób a dwa dni później – pod tajemniczą nazwą SCAM – w klubie dla stu, może dwustu osób. Teraz oczywiście wiele osób wie o co chodzi, ale nie zaprzeczam, że w przyszłym roku zagramy kilka koncertów w małych klubach właśnie jako SCAM.
Sabina: Jaką piosenkę najbardziej lubicie grać na koncertach?
Ace: W tym momencie „Tear the Place Up”. To zwariowana piosenka, która zawsze się sprawdza na koncertach. I to naprawdę dobrze.
Sabina: Jakiej muzyki słuchasz ostatnio? Kto Cię najbardziej zachwycił?
Ace: Ja ostatnio słucham Deftones, to naprawdę świetny zespół. Kilka razy mieliśmy okazję z nimi grać, są bardzo dobrzy i bardzo ich lubię! Poza tym, mam naprawdę dużo starych winyli, wiecie, taka muzyka z lat młodości. Słucham dużo właśnie tego typu muzyki. Ale w iPodzie mam mnóstwo zupełnie nowych rzeczy.
Marcin Rutkowski: Powiedz mi wobec tego, czy zgodzisz się, że im starszym się stajesz tym starszej muzyki słuchasz? Bo ja dokładnie tak mam.
Ace: Ja myślę, że po jakimś czasie, czyli im starszym się stajesz, tym mniej emocjonalnie podchodzisz do utworów, które wcześniej wywoływały dreszcze. Może dlatego wraca się do rzeczy starszych, do starszej muzyki. Przykładowo, kiedy byłem młody dostawałem szału, naprawdę wariowałem kiedy słuchałem kilku utworów Foreignera. Dziś wciąż je uwielbiam, ale emocje już nie są te same. Dlatego chyba zagłębiłem się w ten stary, monumentalny rock w stylu Journey, Toto. Tam zacząłem szukać tego samego dreszczu emocji…
Sabina: Jakie jest twoje zdanie na temat kondycji współczesnej muzyki? Czy myślisz, że płyty CD znikną z powodu słabej sprzedaży i piractwa? I będziemy słuchać tylko cyfrowej muzyki?
Ace: Na pewno sprzedaż muzyki w wersji cyfrowej będzie się cały czas rozwijać. Ale jestem pewny, że płyty nie znikną. Wszystko dzisiaj jest bardzo unowocześniane, ale ostatecznie muzyki nie da się tak po prostu zmienić. Gdy pod koniec dnia na scenie staje czworo czy pięcioro muzyków ze swoimi instrumentami, a ludzie przed nimi szaleją, to nie da się tego tak po prostu wymazać, zamienić na coś innego. To jest proces organiczny. Muzyka na żywo zostanie.
Ludzie pokochali na nowo winyle, ja sam kupuje je w dużych ilościach i kolekcjonuję. To wszystko to duchowy wymiar muzyki. Wiem, że wielu ludzi chwali sobie muzykę z płyt CD, za jej bardzo dobry jakościowo dźwięk. Ale jeśli chodzi o sprzedaż.. to jest teraz najtrudniejsza rzecz. Nikt nie chce płacić za coś co może mieć za darmo w Internecie. Ale z drugiej strony ludzie lubią dotknąć płyty z muzyką, ważna jest też jej okładka i jej artystyczny wymiar.
Sabina: Trzy słowa, które przychodzą Ci na myśl, kiedy słyszysz słowo….Polska?
Ace: Po pierwsze długa podróż busem, potrzeba jakieś 24 godziny jazdy by tu dojechać. Dalej - przypominam sobie wizytę bardzo dawno temu w Krakowie i Warszawie. Przyjechaliśmy na mały clubbing. I teraz widzę jaka Polska jest cudowna, jak bardzo się zmieniła. Zmiany są naprawdę w bardzo bardzo dobrym kierunku. A polscy fani są naprawdę niesamowici. Jesteśmy szczęściarzami, że mogliśmy tu ponownie zagrać.
Sabina: Dziękuję bardzo za rozmowę.
Ace: Dziękuję i do zobaczenia wkrótce.
Rozmawiała: Sabina Lawrów i Marcin Rutkowski