Własny głos jest bezcenny - wywiad z Michałem Rudasiem

Własny głos jest bezcenny - wywiad z Michałem Rudasiem

18 września 2010, 15:56
Michał Rudaś – polski piosenkarz pop, raga, etno, soul. Śpiewu, hinduskiej ragi uczył się u mistrza z Indii– Anup Misra. Zaczynał w zespole gospel Trzecia Godzina Dnia, potem była „Szansa na Sukces”, następnie musicale ("Kwiaty we włosach", „Grease”, “Koty”, “Dzwonnik z Notre Dame”, “Miss Sajgon”) oraz występy jako wokalista w „Jaka to melodia?” i „Taniec z gwiazdami”, aż w końcu przyszedł czas na inspirowany muzyką indyjską debiutancki album „Shuruvath”.

[img:1]
Twoja debiutancka płyta to krążek pogodny, spokojny i miłosny. Powiedz czy napisanie odkrywczej piosenki romantycznej to sztuka łatwa czy trudna?
 
MR: W momencie kiedy pisałem, czy też współkomponowałem piosenki to nigdy nie robiłem tego w wyniku jakiegoś starania czy bólu. To zawsze wychodziło jakoś tak naturalnie, a gdy miałem problem z napisanie tekstu, bo np. nie byłem w stanie nazwać moich uczuć odpowiednimi słowami, to odpuszczałem. Wtedy powierzałem to zadanie Bartkowi Schmidt'owi, który napisał najwięcej tekstów na moją płytę. Uważam, że zawsze będzie trudno i z niekorzyścią dla sztuki, jeśli ktoś ma chorobliwe ambicje, że musi sam. Ja w tym, w czym nie czuje się silny i nie wystarczająco utalentowany, wolę wyręczyć się kimś zdolniejszym, bo ważniejszy jest dla mnie efekt.
 
Dużo podróżujesz. Co jest celem twoich wypraw: muzyka, kultura czy ludzie?
 
Podróżowanie jest celem samym w sobie. Jak gdziekolwiek jadę to nie oczekuję, że coś konkretnego znajdę i przeżyję, ale jestem otwarty na to, co przyniesie dzień. Podróżowanie wynika nie tylko z potrzeby poznawania czegoś nowego, ale też poznawania jeszcze bardziej samego siebie. Oczywiście bardzo często chodzi o muzykę, a to się wiąże z poznawaniem ludzi. Generalnie podróżowanie to dla mnie sposób na życie. Póki co najwięcej podróżuję do Indii, ale jestem otwarty na różne inne kultury. Jednak czasami jak człowiek jest zbyt otwarty na różne rzeczy, to trudno mu konkretnie działać, ma za dużo bodźców, wrażeń. Czasami czuje się taki za bardzo rozproszony i potem ma wrażenie, że robi wszystko i tak naprawdę nic.
 
W jednym z wywiadów powiedziałeś: „pozytywnie patrzę na kulturę Bollywood w Polsce, bo kultura ta utworzyła pewien grunt, który będzie ułatwiał dalszą percepcję sztuki indyjskiej u nas”. A czy nie sądzisz, że będzie ją spłaszczał, upraszczał?
 
Zawsze jest takie zagrożenie, że jak upowszechnia się kulturę poprzez formy uproszczone, mniej ambitne typu Bollywood właśnie, to kultura ta będzie źle rozumiana, odebrana. Natomiast ja mimo wszystko zwracam uwagę na pozytywne aspekty tego, że Bollywood jednak w pewien sposób zaznajamia Polaków z kultura indyjską, ale ja sam nie czuje się Bollywoodzki, nie jestem wielkim fanem filmów z tego kręgu ani muzyki filmowej wykorzystywanej w tych produkcjach. Jest to dla mnie jakaś tam inspiracja, ale jestem obok tego.
 
A jak Ci się wydaje: w jaki inny sposób niż kultura Bollywood można promować Indie w Polsce?
 
Oczywiście poprzez kontakt z klasyczną sztukę Indii. Zdecydowanie jednak za mało jest możliwości kontaktu z rdzenną kulturą indyjską. Bardzo niewielu przyjeżdża artystów. Czasami zaprasza się kilku przy okazji np. festiwalu Skrzyżowanie Kultur, ale bardzo rzadko to ma miejsce. Za mało jest grup tanecznych czy teatrów indyjskich. Jesteśmy krajem, który jest dosyć jednorodny kulturowo, a ponadto jeszcze dość mało zorientowany w kulturze wschodu i tym samym nie dostatecznie zainteresowany. Poza tym środowisko promujące tę kulturę (jak np. Ambasada Indyjska) działa za mało aktywnie, a bardziej skupia się na kontaktach gospodarczych, na robieniu biznesu, niż na promocji kultury. Nie znam żadnych prężnych Hindusów, którzy próbowaliby krzewić u nas indyjską kulturę. Ci mieszkający w Warszawie są głównie związani z biznesem, artystów indyjskich mieszkających w Warszawie po prostu nie ma, albo o nich nie słychać. Tę lukę próbują zapełnić Polacy, tworzący głównie zespoły taneczne, ale to w żaden sposób nie zastąpi kontaktu z rdzenną kulturą Indii.
 
W tym samym wywiadzie stwierdziłeś: „ tak dużo masz do zrobienia w kwestii nauki języka hindi, że brakuje Ci czasu żeby nauczyć się grać na hinduskich instrumentach, np. sarangi. Czy od tamtego czasu coś się zmieniło, nauczyłeś się już na czymś grać?
 
Faktycznie nie zrobiłem nic… Natomiast zrobiłem postępy w kierunku nauki języka. Niemniej jednak ciężko w Polsce uczyć się hindi, gdyż nie ma zbyt wielu okazji do kontaktu z Hindusami oraz nie przebywa się w naturalnym środowisku, w którym ten język jest używany. To trudny język, zupełnie inna gramatyka, słownictwo typowo rdzenne jest zupełnie z innej bajki i bardzo ciężko wchodzi do głowy. Na szczęście jest trochę zapożyczeń z języka angielskiego, co bardzo śmiesznie brzmi, bo są to te same słowa, ale wymawiane z hinduskim akcentem.
 
Na czym dokładnie polega nauka hinduskiej ragi. Na co kładzie się największy nacisk?
 
Generalnie nauka klasycznej muzyki indyjskiej, w tym ragi polega na tym, że mistrz śpiewa, a po mistrzu się powtarza. Tak jest przynajmniej na początku, gdy uczysz się konkretnego stylu śpiewania poprzez naśladownictwo. Raga ma swoje zasady, których trzeba przestrzegać, a dopiero później można sobie pozwolić na własną interpretację oraz improwizację. Czyli jest i tak więcej wolności, niż w klasycznej muzyce europejskiej, gdzie nie improwizuje się wcale, albo prawie wcale, bo wszystko jest ściśle rozpisane w nutach. Muzyka indyjska ze swoją tendencją do improwizacji ma zatem znamiona jazzu. W radze nie rozpisuje się dźwięków na pięciolinii, tylko nazwami dźwięków z użyciem sylab, a muzyka oparta jest na konkretnych skalach i podziałach rytmicznych. Ja sam, ucząc się ragi, nie mam aż takich ambicji, żeby wiernie odwzorowywać tę muzykę, chcę tylko wykorzystać jej elementy do stworzenia własnego stylu będącego fuzją muzyki wschodniej i zachodniej. Ja Hindusem nigdy się nie stanę, a dążąc do bezwględnej perfekcji w śpiewaniu rag nie byłbym w zgodzie z samym sobą, bo jednak jestem Polakiem, Europejczykiem wychowanym tu w naszej kulturze. No, a że ja się w tej naszej kulturze nie mieszczę i szukam dopełnienia w Indiach, no to już inna kwestia….
 
Opowiedz coś o samym procesie produkcji płyty.
 
Płyta powstawała cztery lata, najpierw powstały kompozycje, potem teksty. Dwa lata przed nagraniem zebrałem zespół, z którym zacząłem robić próby, wskutek czego utwory zaczęły nabierać odpowiedniego kształtu. Potem znalazłem wydawcę - firmę MyPlace. W tworzeniu płyty brało udział kilku aranżerów: Łukasz Sztaba, Fox, Konrad Biliński, “Bzim”, Adam Sztaba - każdy z nich zrobił po kilka utworów we własnym stylu, ale wszyscy trzymali się wspólnego indyjskiego mianownika. Nad całością czuwał Adam Sztaba, Konrad Biliński i oczywiście ja. Ta płyta była nietypowa i wymagała czasu, pomyślenia, więc dosyć długo trwało jej nagrywanie. Miałem nadzieję nawet, że uda się ją wydać rok wcześniej, ale teraz widzę, że ten czas dopieszczania i myślenia był potrzebny, bo wyszła płyta mimo swojej różnorodności spójna i moim zdaniem ciekawa. Nagranie tej płyty było moim pomysłem i to ja musiałem tą swoją miłością do muzyki indyjskiej zarażać innych muzyków, którzy nigdy wcześniej nie mieli do czynienia z taką stylistyką. Na szczęście nie trzeba było długo tego robić. To mój debiut, więc cały ten proces samookreślania był dla mnie dosyć trudny. Niemniej jestem dumny z tego krążka. Ze względu na różnorodne wymogi techniczne i dużą ilość instrumentarium nagrywaliśmy ten album w kilku różnych studiach (Pueblo People Studios Pawła "Bzima" Zareckiego, w Gdańsku w RG Studio – smyki, instr, perkusyjne), w Studio Sonus w Łomiankach i u Michała Dąbrówki w Komorowie oraz w S-4, oraz miksy w radiowym studiu w Olsztynie. Oczywiście część rzeczy została wykonana w domu na komputerze. No a teraz praca nad drugą płytą powoli się toczy….
 
Czyli nie przypadkowo twoja płyta nosi nazwę „Shuruvath” czyli początek.....?
 
No tak bo założenie jest takie, że będzie ciąg dalszy. „Początek”, bo wreszcie mogłem przemówić własnym głosem. Wcześniej były różne różności, mniej lub bardziej piękne programy telewizyjne i kooperacje z różnymi artystami, ale jednak przyjemność przemawiania własnym głosem i własnym językiem muzycznym jest bezcenna i niczym nie da się jej zastąpić.
 
Rozmawiała: Ewa Kuba. Foto: Ewa Kuba.
Pozostałe wywiady
Bądź jak koło - Rozmowa z Theo Katzmanem To jego trzecia wizyta w Polsce, choć drugi występ. Pierwszy mieliśmy okazję podziwiać przy okazji festiwalu Jazz Around nieco ponad rok temu. Tym razem przyjechał promować swój najnowszy krążek – Be The Wheel, na którym znalazło się...
Wywiad ze Stephenem Day podczas Jazz Around Festival 2023 Mieszkający w Nashville młody kompozytor i wokalista Stephen Day swoją popularność zawdzięcza m.in. viralowemu utworowi If You Were the Rain z pierwszego albumu Undergrad Romance and the Moses in Me z 2016 roku. Do tej pory Stephen Day...
Wywiad: Cory Wong dla Infomusic.pl Magnetyczna gra na gitarze, techniczna żywiołowość, wybitny humor i blask bijący ze sceny sprawiły, że Cory Wong stał się niezwykle popularnym artystą ostatnich lat. Muzyk wydał 10 płyt solowych i kilka albumów live. Artysta jest...
Wywiad z Ole Borudem podczas Jazz Around Festival 2023 Ole Børud to norweski multiinstrumentalista, wokalista, kompozytor i producent muzyczny. Co ciekawe, zanim trafił w rejony muzyki jazz / soul / west coast  był członkiem heavymetalowych zespołów takich jak Schaliach i Extol. Występował...
Wywiad: Marek Napiórkowski - Jak grać, żeby nas słuchano? String Theory to najnowszy album Marka Napiórkowskiego, czołowego polskiego gitarzysty jazzowego, który z tym właśnie projektem pojawi się na Jazz Around Festival. Kompozycja to wieloczęściowa suita napisana na gitarę improwizującą,...
"Gigantyczne" zmagania z nagłośnieniem Junior Eurowizja 2022 Jak nagłośnić tak duży festiwal jak Eurowizja Junior i to jeszcze 5000 km od Polski? Zapraszamy do wywiadu z Jerzym Taborowskim - szefem agencji LETUS GigantSound, który ujawnia szczegóły tej "gigantycznej" operacji.