O trudach, wadach i zaletach młodych twórców sceny alternatywnej. WYWIAD: Zdalnie Sterowani
Młode zespoły nigdy nie miały lekko. I właściwie nigdy nie chodziło o to, by lekko miały. Niezależność to trudny przywilej, a samodzielność - będąca wypadkową ambicji i możliwości - skutecznie weryfikuje założenia.
O trudach, wadach i zaletach młodych twórców sceny alternatywnej rozmawiamy z Bartoszem Łatą, gitarzystą Zdalnie Sterowanych - rockowego zespołu z Warszawy, którego debiutancki album wyprodukował Janek Benedek z dawnego Tilt i T.Love.
Łukasz Kaliszewski: W Polsce trudno jest traktować muzykę - zwłaszcza alternatywną - jako źródło godziwego utrzymania. Co robicie zawodowo na co dzień? Jak łączycie pracę zawodową z graniem, które wymaga dobrej organizacji czasu?
Bartosz Łata: Nie utrzymujemy się z muzyki, dlatego mówimy o sobie - amatorzy (śmiech). Każdy kto choć raz próbował przejść na drugą stronę mocy wie, że dla młodej gniewnej alternatywy jest to bardzo trudne, o ile możliwe. Tu już nie chodzi o kwestię wielkich wytwórni, które narzucają muzykom co i jak mają grać, jak wyglądać i co mówić, tylko ogromnej konkurencji - efektu nasycenia - jak ja to nazywam. Niezmiernie trudno jest przebić się kreatywnym, kiedy rozglądasz się dookoła i myślisz sobie, że wszystko już było. Wtedy musisz zrobić STOP i zastanowić się, że robisz to tylko dla siebie, dla własnej satysfakcji, spełnienia.
Oczywiście my dzięki naszej korporacyjnej szczuro-pracy mamy komfort takiego podejścia. Zdajemy sobie sprawę z konsekwencji - braku czasu. Nie możemy poświęcić muzyce tyle czasu ile byśmy chcieli, ale z drugiej strony praca daje nam to poczucie niezależności artystycznej właśnie. Choć jak śpiewał Kazik Staszewski „(...) tylko artysta głodny jest naprawdę płodny“... to wydaje mi się, że w naszym przypadku to nie ilość decyduje. Tworzenie muzyki to proces bardzo powolny, przemyślany i kompletny.
Zdalnie Sterowani - Nasza Relacja
Jak to jest być managerem samego siebie? Jest łatwiej, czy wręcz przeciwnie? Jaką cenę płacicie za niezależność?
Nie do końca jesteśmy sami. W kwestiach koncertowych i PR-owych wspiera nas nasza managerka, Mandi Pigulska. Niezależność to możliwość decydowania o tym jak, kiedy, gdzie i z kim chcesz tworzyć muzykę - to oczywiste. Ponadto, bardzo sobie cenię samodoskonalenie, a tworzenie wszystkiego od początku daje mi okazję do zdobywania doświadczenia w rozmaitych około-dziedzinach. Lubię wiedzieć co i jak.
Jak samodzielnie zorganizować koncert, trasę lub nagranie płyty?
Organizowanie samemu koncertu to bardzo trudna sprawa, ale wszystko zależy od priorytetów. Czy chcesz się tylko dobrze bawić i zależy ci na tym, żeby było jak najwięcej osób? Czy może, chodzi o promowanie zespołu, sprzedaż biletów. Wiadomo, jeżeli robi się to własnym sumptem, to staramy się minimalizować koszty, np. organizując koncert w rodzimym mieście lub gramy 2-3 koncerty w miastach niedaleko oddalonych od siebie.
Praca rozpoczyna się od kontaktu z managerem klubu, ustalaniem warunków. Często gramy razem z 2-3 kapelami, więc tutaj też trzeba dograć mnóstwo szczegółów technicznych. Trzeba w minimalny sposób nagłośnić wydarzenie w mediach, radio, czy portalach społecznościowych. W końcu - zaprojektować plakaty, bilety, czy inne materiały na potrzeby Internetu. To ciężka sprawa, jeżeli jesteś zespołem znikąd, nie masz kontaktów i nikt o tobie nie słyszał. Nawet jeżeli muzyka jest niesamowita i porywająca, to żaden klub nie narazi się na straty - woli grać ze znanymi zespołami. Oczywiście są przeglądy itp., ale to już zupełnie inna historia.
Z nagraniem płyty jest o tyle łatwiej, że w dobie Internetu i łatwości dostępu do profesjonalnego sprzętu, każdy może zarejestrować sobie demo nawet na sali prób, zmiksować i opublikować w Sieci. Sytuacja zmienia się kiedy podchodzimy do sprawy bardziej profesjonalnie i zaczyna się praca w studio. My mamy komfort w postaci własnej sali, sprzętu, jesteśmy niezależni, mamy otwarte głowy i mnóstwo zapału. Jeżeli chcemy, to współpracujemy z zawodowymi producentami, jeżeli zachodzi taka potrzeba nagrywamy partie instrumentów w studio. Wszystko zależy od tego, jaki ma być zamierzony efekt końcowy - live, “setka”, demo, czy płyta.
Można wyjść na zero, czy trzeba dołożyć z prywatnej kieszeni, aby wydać długogrający album?
Wiesz, my przebudziliśmy się już dawno z amerykańskiego snu typu: “...wysłaliśmy demo do wytwórni, muzyka jest zajebista, wydadzą nam płytę, nakręcą teledysk, singiel jest grany w mediach”. Teraz musisz dysponować mega samozaparciem, mieć ludzi, którzy będą słuchać twojej płyty, przyjaciół, którzy cię wesprą... albo kupę kasy (śmiech).
Jeżeli coś nie rokuje na sprzedaż, to się nie uda. Dla wielkich wytwórni liczy się zysk, bo to przedsiębiorstwa. Dla nas liczy się satysfakcja i samorealizacja. Generalnie, przeszliśmy drogę zawodowej wytwórni przy swojej debiutanckiej płycie “Konfiguracje” z 2014 roku. Sami musieliśmy zainwestować w nagranie i produkcję całego albumu.
Jak oceniacie sytuację na scenie młodych zespołów, które tak jak Wy grają bardzo sprawnie, lecz nadal dla dość wąskiej publiczności?
To kwestia wyboru. Albo nastawiasz się za wszelką cenę na zdobycie popularności występując w programach typu “Mam Talent”, może uda ci się zostać zauważonym i zagrać parę dużych koncertów. Albo będziesz z uporem maniaka nagrywał, koncertował, rozwijał się. Zdobywał fanów, zapraszał dziennikarzy, wysyłał demówki.
Prawda jest brutalna, jest ogromna konkurencja. Wydaje się, że formuła rock'n'rolla się wypala. Trzeba znaleźć sposób na siebie, trzeba nieustannie poszukiwać, starać się eksperymentować. Wygenerowanie czegoś oryginalnego jest “świętym graalem” każdego ambitnego muzyka. Dotarcie do mass-mediów nie gwarantuje sukcesu. Dobra recenzja, wygrany festiwal, czy przegląd niczego nie zmienia, jeżeli za tym nie pójdzie muzyka, która kogoś nie zainteresuje i nie znajdzie szerszego odbiorcy. Coraz mniej jest amatorów nowej, nieznanej nikomu muzyki w klubie na rzecz ogromnych fast-festiwali.
Co kosztuje Was najwięcej - sprzęt, promocja, a może zagraniczny koncert?
Zdecydowanie cała logistyka wokół koncertu jest najdroższa. Wynajem transportu, akustyka, noclegów itp. Promocja to głównie plakaty, wywiad i rozdanie paru zaproszeń oraz portale społecznościowe.
Czy zdjęcie i okładka są ważne dla zespołu, który gra po swojemu? Skąd czerpiecie pomysły na identyfikację wizualną?
Wszystko zawsze robiliśmy we własnym zakresie lub prosiliśmy o pomoc naszych przyjaciół. Identyfikacja zespołu jest naszym pomysłem i przywiązujemy do niej dużą wagę. W kwestii zdjęciowej zawsze współpracujemy z zawodowcem. Od lat robi nam zdjęcia oficjalne i koncertowe Gabiela Ruzicka, mamy do niej pełne zaufanie. Sesje zdjęciowe, jak również nagrywanie teledysków wiąże się z ogromem pracy, który my sami wykonujemy, ale przy okazji uczymy się i zbieramy nowe doświadczenia.
Od jakiegoś czasu organizujemy „Wynalazek St. live session“. Są to mini koncerty, gdzie zapraszamy znajomych muzyków i przyjaciół do wspólnego live'a. Wszystko rejestrujemy na “setkę“, realizujemy zdjęciowo. O wszystko dbamy sami: pomysł, produkcja, realizacja. Dlatego możemy zadbać o najdrobniejsze szczegóły wizerunkowe... albo wręcz odwrotnie - niczym się nie przejmować, totalny luz. Wszystko wygląda tak jak chcemy, czasami jest to zamierzone, a czasami to kwestia przypadku.
Spotykacie zagraniczne zespoły, które grają podobne gatunki? Jest im łatwiej niż zespołom z Polski? Jeśli tak, to w jakich aspektach?
Nie mieliśmy jeszcze okazji (śmiech). Wydaje mi się, że z jednej strony mają o wiele więcej możliwości z uwagi na rynek fonograficzny - z drugiej strony jest większa konkurencja. Np. w USA możesz grać niszowy gatunek muzyki, a i tak znajdziesz taką liczbę fanów, dzięki którym możesz uprawiać muzykę zawodowo. To kwestia mentalności.
Co jest najważniejsze w muzyce Waszym zdaniem? Bez czego nie wyobrażacie sobie dalszego grania?
Bez satysfakcji i przyjemności nie miałoby to najmniejszego sensu dla nas. Nie jesteśmy piewcami jakichś ideologii, ani nie mamy parcia na “szkło”. Jesteśmy otwarci, mówimy o tym, co nas otacza z naszego punktu widzenia.
Idziecie w zaparte, bo pracujecie nad kolejnym materiałem. Co poradzilibyście innym zespołom, które tak jak Wy jakiś czas temu, starają się wydać swoją pierwszą płytę i chcą zaprojektować swój pierwszy t-shirt?
To jest proste. Hołdujemy zasadzie, że jeżeli czegoś naprawdę chcesz, to na pewno to osiągniesz. Trzeba być przygotowanym na wyrzeczenia czasowe i finansowe, mieć też trochę szczęścia. Jeżeli jeszcze Twoja muzyka jest autentyczna, to jesteś skazany na sukces (śmiech). Sądzę, że teraz jest o wiele prościej zaistnieć - mamy Internet, każdy może nagrać demo, to też nie jest problem. Najważniejsze to jest przetrwać razem po wydaniu pierwszej płyty. Oto jest wyzwanie!