WYWIAD: Artur Rojek
O tym jak został muzykiem i promotorem, a także o planach na nową płytę opowiada Artur Rojek, wokalista, autor tekstów, kompozytor oraz pomysłodawca i dyrektor artystyczny OFF Festivalu w Katowicach.
- Na gitarze zacząłem grać na pierwszym roku studiów, dlatego że w akademiku nie było dość gitarzystów, którzy mogliby obskoczyć wszystkie pokoje w weekendy – wspomina pierwsze muzyczne kroki Artur Rojek.
Anna Konopka: Tegoroczny, trzynasty już OFF Festival, zgromadził blisko 15 tysięcy widzów dziennie. Przez trzy dni pierwszego weekendu sierpnia w Katowicach zagrali artyści z Polski i zagranicy. Czy impreza jakoś się zmieniła w stosunku do poprzednich edycji?
Artur Rojek: Ten festiwal nie toczy się każdego roku wokół jakiegoś hasła czy przesłania. OFF Festival dotyczy tego co dzieje się w obrębie szeroko pojętej muzyki alternatywnej. Jestem dyrektorem artystycznym, który poświęca czas na to by każdego roku wybrać, z tego wszystkiego co jest dla nas dostępne, grupę blisko stu artystów, którzy wystąpią na danej edycji festiwalu.
Jedynym wskaźnikiem mojego działania, przynajmniej w moim mniemaniu, ale wydaje mi się również, że w mniemaniu wszystkich ludzi, którzy tu przyjeżdżają, jest to, że nie szukam rzeczy, które są bliskie schematowi. Wybieram muzykę inną, ciekawą i intrygującą, czyli taką która nie pozostawia ludzi obojętnych, wyzwala różne emocje. Mam na myśli nie tylko zabawę, ale i pewien poziom kontemplacji, skłania do myślenia i dyskusji.
Liczby tegorocznego OFF-a to blisko stu artystów. To robi wrażenie…
Mamy pięć scen do tego Kawiarnię Literacką. To jeden z największych festiwali muzyki alternatywnej w Europie Środkowo-Wschodniej, jednocześnie jeden z najbardziej opiniotwórczych festiwali nie tylko w Polsce, ale i poza nią.
Fot. Karol Grygoruk
Z zaproszenia, których artystów jesteś szczególnie dumny? Ktoś Cię zachwycił?
Tych artystów odkrywam długo przed festiwalem. W jego trakcie nie zawsze mam okazję oglądać koncerty, masę czasu spędzam na backstage’u. Wszystko oczywiście znam, ale większości nie oglądałem na żywo. Natomiast mam wiedzę, gwarancję i opinię, która mi pomaga żeby dokonać takiego, a nie innego wyboru.
Tegoroczny OFF Festival jak wszystkie inne edycje, jest bardzo eklektyczny, pozbawiony jakichkolwiek podziałów gatunkowych. Staram się tak zbudować program żeby fascynował różnorodnością.
To dlatego na tym festiwalu z jednej strony właśnie skończył koncert The Brian Jonestown Massacre, który reprezentuje bardzo psychodeliczną odmianę garażowego rocka, a w tym samym czasie na Scenie Trójki grał The Mystery of the Bulgarian Voices, czyli chór złożony z 25 Bułgarek, który powstał w latach 50. XX wieku.
Wcześniej na Scenie Eksperymentalnej wystąpił Oxbow z muzyką noise, a teraz swój koncert ma Japończyk Yasuaki Shimizu. Były też panie z The Como Mamas, które grały gospel. Mamy więc tutaj wszystko.
Program jest bardzo bogaty jeżeli chodzi też o polskich artystów. Zaprosiliśmy Kult, który po raz pierwszy w historii zagrał w całości swoją płytę „Spokojnie”. Skalpel wystąpi po raz pierwszy z big bandem. Tych muzycznych doznań na OFF-ie jest ekstremalnie dużo…
Czy czujesz się czasem tak, że kształtujesz gusta muzyczne Śląska, regionu, w którym słuchało się całkiem innej muzyki?
Śląsk słynął częściowo z tego, że słuchało się tu bluesa i metalu. Doskonale to pamiętam. W 1992 roku, gdy zakładałem zespół, który stał się zespołem Myslovitz, to wiedziałem, że jesteśmy znani głównie z dwóch dużych przedsięwzięć - Metalmanii i Rawa Blues Festival. W tam czasie bardzo mnie to drażniło.
W latach 90. bardzo ortodoksyjnie podchodziłem do muzyki i uważałem, że liczy się tylko gitarowe granie z Wysp Brytyjskich.
Szedłeś pod prąd?
Faktycznie to było takie pójście pod prąd. Dzisiaj już trochę wyluzowałem i uważam, że i Rawa Blues Festival, i Metalmania mają rację bytu, ale też wszystkie inne festiwale są potrzebne ludziom. To dlatego zarówno blues, metal i pozostałe gatunki są obecne na OFF Festivalu.
Wszyscy wiedzą, że OFF Festival to Twoje oczko w głowie, ale fani wytrwale czekają na Twoją drugą solową płytę. Doczekają się?
Też na nią czekam (śmiech). Niestety nie jestem w stanie robić tych wszystkich rzeczy na raz. Gdy skończę festiwal mam chwilę przerwy.
Od września zaczynam pracę nad nową płytą. Aby ją skończyć mam czas do końca marca, a może do kwietnia 2019 roku.
Dziś jesteśmy na Twoim festiwalu w Katowicach. A na jakie koncerty i imprezy wybiera się Artur Rojek prywatnie?
Wbrew pozorom nie jeżdżę na nie często. Na takie wyjazdy trzeba poświęcić wiele czasu. Od 2008 roku jeżdżę na Primavera Sound w Barcelonie. To taki festiwal, który zaspokaja moje zapotrzebowanie na słuchanie muzyki, który dobrze znam, przyjaźnię się z jego szefami i dyrektorami kreatywnymi.
Oprócz tego, co jakiś czas odwiedzam jakiś ciekawy festiwal, który może niekoniecznie jest znany z tego, że jest festiwalem muzycznym. Chcę zobaczyć po prostu coś innego.
Czy łatwiej jest organizować festiwal muzyczny z perspektywy bycia artystą i muzykiem, który również staje przed publicznością?
Nie zastanawiałem się nad tym. Zostałem artystą, ponieważ byłem fanem muzyki. Nidy nie planowałem zostać zawodowym muzykiem. Bardzo lubiłem słuchać, kolekcjonować płyty i wciąż zbieram muzykę na różnych nośnikach. Interesuję się nią cały czas, to moje życie.
To również jedyna wiedza, do której zdobycia nie musiałem się nigdy zmuszać. Wchłaniam muzykę, ona wchodzi we mnie sama. To co robię jako promotor wzięło się więc z tego samego powodu, czyli z pasji do słuchania.
Potem okazało się, że to był właściwy kierunek…
Dopiero po drodze odkryłem w sobie to, że mam dobry głos.
Nigdy nikt mi wcześniej nie powiedział, że mam dobry głos, nie skończyłem szkoły muzycznej, a na gitarze zacząłem grać na pierwszym roku studiów, dlatego że w akademiku nie było dość gitarzystów, którzy mogliby obskoczyć wszystkie pokoje w weekendy.
Był tylko jeden, więc potrzebny był drugi. Z tego się to wszystko wzięło. Dopiero po drodze okazało się, że jestem całkiem dobrym muzykiem i tak zacząłem z tego żyć.
Dziękuję za rozmowę.