Relacja: Deep Purple w Tauron Arena Kraków (3 grudnia)

Relacja: Deep Purple w Tauron Arena Kraków (3 grudnia)

7 grudnia 2019, 10:27

[img:1]The Long Goodbye Tour. Taką, jakże wymowną, nazwę nosi trasa koncertowa, przy okazji której Deep Purple żegnają się z publicznością na całym świecie. Jest to jednak istotnie bardzo długie pożegnanie, bo trasa - planowana pierwotnie na około 3 lata - potrwa przynajmniej do końca przyszłego roku. Mało tego! Ten jeden z najważniejszych zespołów w historii muzyki rockowej przy jej okazji po raz kolejny odwiedzi Polskę.

Zanim jednak Purple zagrają w naszym kraju po raz 27. (w łódzkiej Atlas Arenie 14 października 2020 r.), skupmy się na tym, jak wyglądał koncert nr 26. A wyglądał on trochę inaczej od tego, który Ian Gillan i spółka dali, w ramach tej samej trasy, przed rokiem w Krakowie (1 lipca, Tauron Arena) i w 2017 r. w Łodzi (25 maja, Atlas Arena).
[img:2]
Niezwykle rzadko zdarza się, by zespół tej klasy rozpoczynał swój koncert punktualnie. A już ewenementem na skalę światową jest startowanie przed czasem! "Purpurowi" na scenie pojawili się bowiem o 21.14, minutę przed oficjalnie zaplanowanym rozpoczęciem. Zanim jednak ujrzeliśmy bohaterów tego wieczoru, mogliśmy delektować się chwilę muzyką poważną. Usłyszeliśmy bowiem tradycyjnie rozpoczynające ich koncerty intro w postaci fragmentu "Marsa", a więc pierwszego z elementów symfonicznej suity "Planety" Gustava Holsta. Wybór fragmentu utworu muzyki poważnej w tym przypadku nie powinien nikogo dziwić. Purple z klasyką zawsze się bowiem lubili. Weźmy choćby największy przebój grupy "Smoke on the Water". Jego główny muzyczny temat i zarazem jeden z najbardziej rozpoznawalnych riffów wszech czasów jest odwróconą wersją motywu z V Symfonii Beethovena, która w najprostszych słowach brzmi: "ba-ba-ba-bam, ba-ba-ba-bam". Jego autorem jest niegrający już z Purplami Ritchie Blackmore, którego od 1994 r. z powodzeniem zastępuje Steve Morse.

Z zespołem nie gra też oczywiście zmarły w 2012 r. klawiszowiec Jon Lord, a więc muzyk zespołu, który z muzyką poważną miał najwięcej wspólnego, a któremu w Krakowie koledzy poświęcili utwór "Uncommon Man". Przypomnę fakt, że to właśnie on skomponował rockowo-symfoniczne "Concerto for Group and Orchestra" (po raz pierwszy zagrane 25 września 1969 r. wspólnie z Royal Philharmonic Orchestra w londyńskiej Royal Albert Hall), dzięki któremu Deep Purple - choć wraz z Led Zeppelin i Black Sabbath zaliczani są do wielkiej trójki hard rocka - należą do grona prekursorów popularyzacji połączenia muzyki poważnej z rockową.

Ze składu, który brał udział w "Concerto...", poza wspomnianym Gillanem zostali basista Roger Glover i perkusista Ian Paice - jedyny członek zespołu, który jest w nim od początku istnienia, czyli 1968 r. To właśnie między innymi ze względu na stan zdrowia perkusisty Purple wahali się, czy kontynuować koncertową działalność. W 2016 r. miał on bowiem niedokrwienny udar mózgu. Na szczęście teraz wygląda na człowieka w pełni zdrowego i sprawnego. 

[img:3]
Podobnie zresztą jak wszyscy jego koledzy. Niemłodzi już muzycy dowiedli, że nadal są w najwyższej formie już przy okazji pierwszej kompozycji zagranej w Krakowie, czyli niezwykle energetycznej "Highway Star". Ten utwór pochodzi z jednego z najlepszych albumów zespołu, wydanego w 1972 r. "Machine Head". Ten krążek był zresztą najsilniej reprezentowany na koncercie, bo usłyszeliśmy z niego także: "Pictures of Home", "Lazy" (z tradycyjnie w wersji na żywo rozbudowaną, klawiszową końcówką), jakże charakterystyczny dla stylu Purpli "Space Truckin'", a zwłaszcza ikoniczny i wspomniany na początku "Smoke on the Water". Ten ostatni utwór kończył zasadniczą część koncertu. Podobnie jak większość wykonanych piosenek, w wersji koncertowej był bardziej rozbudowany względem studyjnej. W scenicznych aranżacjach popisywać mogli się przede wszystkim instrumentaliści Purpli.

A naprawdę mają czym, bo każdy z nich jest wybitnym specjalistą w swoim fachu. Jako pierwszy swoje solo zaprezentował Steve Morse, udowadniając, że jest jednym z najbardziej charakterystycznych gitarzystów naszych czasów. Następca Blackmore'a równie łatwo wydobywa spod swoich palców dynamiczne "rockery", jak i subtelne dźwięki. Po pierwszym bisie, podczas którego zagrano "Hush" (utwór napisał w 1967 r. amerykański wokalista, gitarzysta oraz tekściarz Joe South dla innego amerykańskiego wokalisty Billy'ego Joego Royala), swoje basowe umiejętności zaprezentował Glover, któremu akompaniował Paice. Bohaterem wieczoru był jednak moim zdaniem Don Airey, klawiszowiec zespołu.

Airey na stałe dołączył do Purpli w 2002 r. Był on już wtedy uznanym muzykiem, mającym na koncie współpracę z m.in.: Black Sabbath, Rainbow czy Jethro Tull. Tradycją jest, że w trakcie występów w naszym kraju w swoim klawiszowym solowym secie "przemyca" on fragmenty utworów Fryderyka Chopina. W Krakowie usłyszeliśmy m.in. fragmenty "Etiudy rewolucyjnej" (czyli Etiudy c-moll op. 10 nr 12). Jak zawsze nie zabrakło także fragmentu "Mazurka Dąbrowskiego".

Tym razem jednak po raz pierwszy podczas koncertów, które widziałem, klawiszowiec zagrał go nie w klasycznej aranżacji, a w przyspieszonym tempie. Airey, którego instrumentalne popisy były bardzo dobrze widoczne na wielkich telebimach, udowodnił, że z powodzeniem obroniłby się w środowisku muzyków poważnych. W jego secie usłyszeliśmy także klasyczne dla Purpli i typowe dla jego poprzednika hardrockowe dźwięki, ale jego niemal wirtuozerskie opanowanie organów Hammonda sprawiło, że delektowaliśmy się też dźwiękami, które przywodziły na myśl twórczość Jana Sebastiana Bacha czy Jeana Michela Jarre'a.
[img:4]
Airey zakończył swój imponujący set płynnym przejściem do drugiej, obok "Child in Time" (którego tym razem nie przemycił w swoim secie), z moich ulubionych kompozycji Deep Purple, którą jest tytułowy utwór z płyty "Perfect Strangers" (1984 r.). Oto kwintesencja Purpli. Monumentalny rozmach, charakterystyczna gitarowo-klawiszowo-perkusyjna ściana dźwięku okraszona klawiszowymi i gitarowymi ozdobnikami w połączeniu z zadziornym i emocjonalnym głosem Gillana. To wszystko dostaliśmy także w Krakowie. Co ciekawe niemal to samo mogę napisać o utworze "Time for Bedlam", pochodzącym z ostatniej, świetnej płyty zespołu wydanej w 2017 r. Mowa o albumie "inFinity", którego tytuł odnosi się do płyty będącej kamieniem milowym w historii rocka, czyli "Deep Purple in Rock" z 1970 r.

Wspomniany wyżej kapitalny utwór ze względu na swój rozmach, tempo, a przede wszystkim dominujące w jego aranżacji klawisze brzmi jak Deep Purple w swoich zdecydowanie najlepszych czasach, czyli w latach 70. i jest moim zdaniem jednym z najlepszych utworów XXI wieku. Jego bohaterami są grający cudowne organowe pasaże Airey oraz śpiewający w iście szaleńczy i przesiąknięty złością oraz grozą sposób Gillan. Ale jest to celowa interpretacja, bowiem niebanalny tekst utworu autorstwa Gillana i Glovera traktuje o kimś, kogo niesłusznie uznano za obłąkanego i odizolowano od świata.
[img:5]
Poświęćmy kilka słów wspomnianemu wokaliście. Nie jest on już w stanie "wyciągać" takich dźwięków, jakimi czarował w latach 70., ale ciągle potrafi zachwycać barwą głosu, interpretacją i artykulacją. Swoim śpiewem imponował także w Krakowie. I robił to zarówno przy okazji utworów z ostatniej płyty, takich jak "Birds of Prey" oraz napisany przez Morse'a progresywny, momentami balladowy "The Surprising", jak i wielkich hitów grupy, do których poza już wyżej wymienionymi, można zaliczyć choćby "Strange Kind of Woman", "Sometimes I Feel Like Screaming"  (zaśpiewany w towarzystwie Morse'a i Glovera), "Bloodsucker" czy zagrany na ostatni bis "Black Night". Te dwa ostatnie utwory pochodzą ze wspomnianego albumu "Deep Purple in Rock", z tym że "Black Night", nagrany podczas sesji do tej płyty, znalazł się dopiero na jej reedycji wydanej z okazji 25-lecia.
[img:6]
Podczas koncertu publiczność zajmująca ponad 2/3 widowni Tauron Areny mogła wspomagać się trzema telebimami. Stanowiły one wspólnie ze światłami i laserami (często w purpurowych kolorach) efektowną, choć dość oszczędną oprawę koncertu, serwując nam filmy oraz wizualizacje związane z utworami. Najbardziej efektowną oprawę miał "Smoke on the Water". Jego wykonaniu towarzyszyły obrazki i artykuły związane z pożarem kasyna w szwajcarskim Montreux w 1971 r., które to wydarzenie stało się bezpośrednią inspiracją do powstania tego rockowego hymnu. Publiczność była zachwycona. Nie tylko przy tym utworze, ale podczas całego koncertu. Zapraszamy za rok, Panowie! Zwłaszcza, że, jak widać, ciągle to, co robicie, daje wam wielką radość.
[img:7]

Autor relacji: Michał Bigoraj,
Autorka zdjęć: Romana Makówka. Zdjęcia dzięki uprzejmości agencji Metal Mind. 

Rock

Muzyka

Krzysztof Cugowski prezentuje nowy utwór!
Więcej wiadomości