Morrissey znowu dał radę - relacja

Morrissey znowu dał radę - relacja

8 lipca 2009, 12:47

To niesamowite! 50-cioletni lider The Smith na wczorajszym koncercie w Stodole znowu dał radę!

Nie sądziłam, że po odwołaniu kilku koncertów w ramach trasy Tour Of Refusal promującej album „Years Of Refusal” z powodu kłopotów zdrowotnych i 50-tki na karku artysta będzie w stanie w Warszawie pokazać aż taką moc i klasę.
 
Przed Morrisseyem, który wystąpił z własnym nagłośnieniem oraz oświetleniem, publiczność rozgrzewała podobno jedna z jego ulubionych kapel, brytyjska formacja Doll & The Kicks. Niestety nie umiem powiedzieć o nich nic więcej bo ich nie widziałam.
 
Podczas występu legendarnego brytyjskiego wokalisty publiczność usłyszeć mogła, podobnie jak na gdyńskim koncercie Faith No More, przekrój przez całą bogatą dyskografię artysty, co sądząc po entuzjastycznych i spontanicznych reakcjach ucieszyło zarówno zwolenników dawnych płyt Morrisseya z czasów The Smith, jak i wielbicieli krążków nagranych po powrocie z siedmioletniego odpoczynku czy też ostatniego wydanego w lutym „Years Of Refusal”. Taka gratka nie zdarza się zbyt często. Tym bardziej cieszę się, że mogłam uczestniczyć w tym świetnym, aczkolwiek być już jednym z ostatnich koncertów Morrisseya. Jak sam zapowiedział zamierza koncertować jeszcze tylko przez najbliższe pięć lat... A zatem nie zabrakło singlowych „I’m Throwing My Arms Around Paris” i "Something Is Squeezing My Skull" a ze starszych rzeczy "The Youngest Was The Most Loved”, „First Of The Gang To Die” czy „Let Me Kiss You”, z okresu solowej kariery wokalisty „I've Changed My Plea To Guilty” i najstarszych pochodzących jeszcze z czasów The Smiths "This Charming Man", „William, It Was Really Nothing” czy "Panic".
 
Już sam początek był kapitalny - gdy rozbłysły światła, zabrzmiały pierwsze dźwięki i zrobiło się gorąco a atmosfera zaczęła gęstnieć. Już wtedy wiadomo było, że wystrojony w piękne, stylowe spodnie od garnituru i purpurową koszulę (nota bene którą zmienił potem dwukrotnie na białą i czarną) Morrissey i towarzyszący mu zespół w bieli uzbrojony w masę instrumentów zrobią ogromne wrażenie. Ale największym z momentów było wykonanie utworu „How Soon Is Now?”. Podczas rozbudowanego zakończenia mocne brzmienie poszczególnych instrumentów zlało się w jeden kakofoniczny zgiełk robiąc niesamowite wrażenie.
 
Nie mniej intensywne emocje zawładnęły publiką podczas takich utworów jak „Irish Blood, English Heart” - w dynamicznym refrenie energia sięgnęła poziomu, jaki generują na koncertach zespoły punkowe - czy „Everyday Is Like Sunday”. Jest jeszcze jeden ważny element, bez którego koncert Morrisseya nie byłby tak oryginalnym i niezwykłym wydarzeniem jakim był: cyniczne poczucie humoru artysty, prezentowane pomiędzy utworami.
 
Szkoda jednak, że koncert trwał tak krótko (ok. 80 minut) i ciut niedopisało nagłośnienie. Miejmy nadzieję, że następnym razem będzie jeszcze lepiej.
 
Tekst: Ewa Kuba. Foto: materiały zespołu.

Muzyka

Primavera Sound w Barcelonie
Więcej wiadomości