TEST: Ernie Ball Music Man St. Vincent

Music Man sprostał moim oczekiwaniom i stworzyła gitarę doskonałą, która dodatkowo jest dostępna w świetnej cenie! Szymon Chudy 10 stycznia 2017, 11:00 Music Info
  • Przepiękny, unikalny wygląd
  • Doskonałe wykonanie
  • Świetnie brzmi z deski i rezonuje z nutą instrumentu semi-hollowbody
  • Nietypowe, niebanalne brzmienie na przetwornikach
  • Dobrze trzymające strój klucze
  • Precyzyjny mostek tremolo

Wciąż pamiętam czasy, gdy stawiałem swoje pierwsze, gitarowe kroki. Mój ówczesny, pierwszy nauczyciel, widząc moją pasję i zaangażowanie, opowiadał mi o różnych  gitarach, efektach i wzmacniaczach.

Choć nie miałem wtedy pojęcia o większości rzeczy, o których słyszałem, jedno wspomnienie pamiętam doskonale. „Są dwie najbardziej znaczące marki gitar - Fender i Gibson” - zwykł mówić. „Jest też jeszcze jedna firma, ale są to typowe instrumenty dla profesjonalistów”. Chodziło oczywiście o gitary marki Music Man. I z tym przekonaniem żyłem przez kolejne lata, obserwując jak firma rodem z Kalifornii, skupia wokół siebie naprawdę znaczących muzyków.

 

[img:2]

[img:1]

 

Najnowszym partnerem marki została Annie Clark - wokalistka i gitarzystka znana szerzej pod pseudonimem St. Vincent. Laureatka nagrody Grammy, uznana przez portal Pitchfork.com „za jedną z najbardziej unikalnych i innowacyjnych gitarzystek ostatniej dekady”. Jednak czy instrument sygnowany jej imieniem dorówna uznaniem swojej twórczyni? Czy Music Man faktycznie okaże się instrumentem typowo dla profesjonalistów? Sprawdźmy!

 

Rozpakowujemy

Tak jak można byłoby się spodziewać po instrumencie tej klasy, gitara zapakowana jest w dedykowany futerał. Oprócz tego, że zdaje się być naprawdę bezpieczny, jest dodatkowo ozdobiony symbolami związanymi z artystką. Wraz z instrumentem, w środku znajdziemy wajchę i zapasowe sprężyny do mostka, opis konfiguracji przetworników, firmową broszurę oraz specjalne ściereczki do odpowiedniej pielęgnacji gitary.

 

[img:11]

[img:14]

 

Budowa

Już na samym początku trzeba przyznać, że gitara robi wrażenie. Jest po prostu unikalna, zapewne za sprawą tego, iż artystka zaprojektowała ją osobiście. Jej alternatywne podejście do muzyki, w połączeniu z wiedzą i doświadczeniem inżynierów z Music Mana, zaowocowało stworzeniem naprawdę unikalnego instrumentu i to w czasach i branży gdzie, jak mogłoby się wydawać, nie można już nic nowego wymyślić.

Gitara jest dostępna w dwóch kolorach - czarnym oraz unikalnym Vincent Blue, czyli odmianą niebieskiego, ręcznie zmieszaną przez artystkę. Instrument wykonano z afrykańskiego mahoniu i wyposażono w firmowe tremolo. Gryf powstał z ręcznie polerowanego i olejowanego palisandru, podobnie jak podstrunnica. Jako markery oraz dodatkowo w okolicach logo firmy umieszczono na nim symbole charakterystyczne dla artystki - te same, które widzieliśmy wcześniej na futerale. Dodatkowo zamontowano blokowane klucze Schallera - pewne i sprawdzone rozwiązanie.

 

[img:4]

[img:5]

 

Na osobne omówienie zasługuje zamontowana elektronika. 5-pozycyjny przełącznik steruje trzema mini-humbuckerami DiMarzio, stworzonymi specjalnie na potrzeby tego instrumentu. Dysponujemy również dwoma typowymi potencjometrami - tonu i głośności.

 

Wrażenia

Gitara jest wykonana doskonale. Praktycznie do niczego nie można się przyczepić. Kolor i kształt robią świetne wrażenie. Dostęp do wyższych rejestrów gitary jest znacznie ułatwiony z racji na subtelne wycięcie dolnej części korpusu. Matowy gryf cudownie leży pod ręką i daje poczucie bliższego kontaktu z instrumentem. Ponadto jest on znacząco grubszy niż w innych gitarach tej firmy, na których grałem dotychczas. Dla mnie to zdecydowanie zaleta. Miłośników sportowej gry od razu uspokajam - pomimo grubszego gryfu, możliwość ustawienia naprawdę niskiej akcji strun, zdecydowanie umożliwia szybsze granie.

 

[img:7]

[img:3]

 

Klucze dobrze trzymają strój, choć przy bardziej intensywnym używaniu wajchy, nieco odjeżdżają. Jest to jednak typowe dla tego typu rozwiązań. Sam mostek na nowo definiuje standardy tremolo. Jest tak dokładny i precyzyjny, że nawet mając sporo doświadczenia, trzeba się go po prostu nauczyć.

 

Brzmienie

Zapoznając się z twórczością Annie Clark oraz patrząc na specyfikację techniczną instrumentu łatwo przewidzieć, jakie brzmienie mieli w założeniach jego konstruktorzy. Miało być brudno i vintage’owo. Udało się. Pierwsze wydobyte dźwięki nie pozostawiają złudzeń. Gitara świetnie brzmi z deski i rezonuje z nutą instrumentu semi-hollowbody (choć oczywiście mamy do czynienia z konstrukcją typu solid).

 

[img:9]

[img:10]

 

Przystawki, nietypowo dla mini-humbuckerów, dysponują naprawdę wysokim sygnałem wyjściowym. Dzięki temu gitara brzmi bardzo zwarcie i blisko. Mimo to nadal oferuje szeroki zakres dynamiki, a przy tym uwypukla wszystkie niuanse artykulacyjne. To właśnie te rzeczy sprawiają, że St. Vincent to gitara wymagająca. Banalnie łatwo przebierać na niej palcami, jednak by pokazać w pełni jej charakter, trzeba się naprawdę postarać. Dla mnie to zaleta, bo dźwięki które przychodzą za łatwo, często nie okazują się najlepszym wyborem.

Po przesłuchaniu choćby kilku utworów artystki, łatwo założyć, że gitara ta została stworzona do grania na przesterach, a wręcz mocno rozkręconych fuzzach. Trzeba przyznać, że w tym kanonie brzmieniowym odnajduje się wspaniale. Do tego stopnia, że po zabraniu jej do studia na nagrania debiutanckiej płyty Chilli Crew, zdecydowaliśmy się ponownie nagrać gitary do kilku utworów w takiej stylistyce. Warto dodać, że pomimo olbrzymiej ilości gainu, gitara nadal brzmi przejrzyście i świetnie reaguje na dynamikę i artykulację.

 

[img:8]

[img:6]

 

Nie ukrywam, że byłem bardzo ciekaw, jak gitara zabrzmi na czystej barwie. Często jest tak, że instrumenty o mocnym sygnale wyjściowym świetnie sprawdza się w mocniejszych klimatach; trudniej jednak o ciekawą, czystą barwę, która dodatkowo dobrze wpasuje się w miksie. I tutaj jest moje największe zaskoczenie.

St. Vincent, wbrew moim oczekiwaniom, świetnie wypada na czystym kanale. Wyraźnie słychać i czuć, że jest to brzmienie bliższe humbuckerom, niż singlom, jednak mimo to jego zwartość i pełen zakres dynamiki, czyni ten instrument pełnoprawną gitarą, również do stylistyk opartych na czystym kanale. To wtedy zdecydowałem, że w ślad za redakcyjnym kolegą - Wojtkiem Hoffmanem, zabiorę ją na koncert. Padło na zespół Bakshish i stylistykę reggae. Gitara sprawdziła się znakomicie.

 

[img:13]

 

Na koniec warto wspomnieć o przełączniku elektroniki, bowiem ten działa nietypowo. W pierwszej pozycji (patrząc od strony gryfu) działają dwa skrajne humbuckery, a w drugiej zagrają już wszystkie! Dopiero pozycja trzecia - środkowa - umożliwia nam skorzystanie wyłącznie z przystawki przy gryfie. Potem (4) mamy sam środkowy pickup, a na koniec - w pozycji piątej - oczywiście mostek.

Sądzę, że to tu można doszukiwać się nietypowego brzmienia St. Vincent. Dzięki takiej konfiguracji przystawek mamy do dyspozycji pięć kolorów, które są nie tylko niebanalne, ale też świetnie się uzupełniają. Mimo to należy jednak dodać, że nie są to brzmienia uniwersalne, a samej gitary nie można traktować jako typowego „konia roboczego”, z którym można udać się na dowolny koncert. St. Vincent to, podobnie jak sama artystka, instrument z charakterem. By wyciągnąć z niego magię, trzeba się po prostu postarać. Sprawdźmy, czy mi się uda…

 

Próbka możliwości Ernie Ball Music Man St. Vincent

 

W pierwszych trzech próbkach, zmieniając przystawkę w czasie grania, chciałem pokazać jak bardzo może zmienić się charakterystyka brzmienia, wyłącznie poprzez dobór pickupów. Od próbki piątej w teście pojawiają się dodatkowe partie gitar.

To jedna z rzeczy, która mnie naprawdę zauroczyła. Skrajność i odmienność barw w poszczególnych pozycjach powoduje, że gitara wyłącznie za sprawą przełącznika, daje nam dostęp do tworzenia szeroko brzmiących przestrzeni. W studio takie rzeczy często uzyskuje się nagrywając tę samą partię na różnych instrumentach. W przypadku St. Vincent śmiało można liczyć na zmianę pozycji.

 

Podsumowanie

„The guitar can be so many things” - mówi artystka. Myślę, że była to myśl przewodnia, którą wraz z inżynierami Ernie Ball Music Man, kierowała się twórczyni tej gitary.

St. Vincent to instrument stworzony na fali powrotu do brzmień w stylu retro, w których dominuje odważna kompresja i charakterystyczne brzmienie fuzza. Mimo to doskonale radzi sobie również na kanałach czystych. Nie jest to jednak instrument dla wszystkich i do wszystkiego. Wymaga od muzyka dokładnie tyle, ile sam daje i potrafi wyeksponować zarówno charakter gry, jak i jego brak.

Dzięki temu mogę powiedzieć, że mamy do czynienia z instrumentem z charakterem, który od samego początku jest „jakiś”. Jedni to pokochają, inni znienawidzą. Natomiast zdecydowanie warto ocenić to samodzielnie, gdyż firma Music Man sprostała moim oczekiwaniom i stworzyła gitarę doskonałą, która dodatkowo jest dostępna w świetnej, jak na tego producenta, cenie.

 
 

Do nagrań użyto sprzętu:

 
  • Wzmacniacz Matchless Clubman 35 z kolumną Custom Audio 2x12 V30
  • Mikrofon Royer R121
  • Preamp Retro Powerstrip
  • Interfejs RME Fireface 800
  • Efekty przestrzenne i modulacyjne dodano w post produkcji

 

Zobacz także: The Making of St.Vincent's Music Man Signature

 

Gdzie kupić?

Music Man Music Man www.music-man.com

Dystrybucja w Polsce:

Sklepy muzyczne > Music Man rozwiń listę sklepów

Gdzie kupić?

Ernie Ball Ernie Ball www.ernieball.com

Dystrybucja w Polsce:

Sklepy muzyczne > Ernie Ball rozwiń listę sklepów

Pozostałe testy
Marcin Pendowski testuje nowe combo Laney'a Pozory czasami lubią mylić. Jeśli szukacie nowoczesnego comba do basu o tradycyjnej estetyce to nie mogliście lepiej trafić. Laney Dibeth DB200-210 pod pozorami klasycznej konstrukcji chowa szereg niezwykle nowoczesnych i funkcjonalnych...
VIDEO TEST: Wyjątkowa gitara basowa Sterling Stingray Ray 34 HH Czy budżetowa wersja ikonicznego basu musicman Stingray godna jest swojej nazwy? Marcin Pendowski zaprasza na video test absolutnej klasyki gatunku. Posłuchajcie jak instrument brzmi ten bas w rękach mistrza.
Budżetowy baryton dla każdego. Aria Pro II JET-B’tone jest z pewnością niezwykle ciekawym instrumentem w sektorze budżetowych gitar barytonowych. Gitara ta prezentuje się niezwykle elegancko, jest przy tym mądrze zaprojektowana i wygodna w grze. TEST
Testujemy trio od Walden Guitars Walden Guitars coraz mocniej zaznacza swoją pozycję na rynku gitar akustycznych. Tym razem do naszej redakcji trafiły trzy instrumenty tego producenta, które powinny zainteresować zarówno gitarzystów-amatorów, jak i zawodowców,...
Test gitary basowej Markbass JF1 Markbass to dobrze wszystkim znana włoska marka, która bardzo szybko zdobyła serca basistów na całym świecie żółto-czarnymi produktami służącymi do nagłaśniania tego, co tworzymy na naszych basówkach. Lista topowych artystów, którzy...
Test gitary akustycznej Washburn Bella Tono Washburn, amerykańska marka z tradycjami. Od 1883 roku obecna w świadomości muzyków. Pomimo wzlotów i upadków, wciąż obecna w muzyce folkowej, country, szeroko rozumianym rocku. Dziś bardziej znana z gitar elektrycznych, ale przecież...