Toft Audio Designs ATB-04M: Chlebek do instalacji stałych

Tomasz Rogula 15 marca 2013, 13:47 DynaBit
Toft Audio Designs ATB-04M8.000 zł
  • Solidna, stabilna obudowa
  • Świetne suwaki i wygodne nasadki przycisków
  • Osobne gniazdo Phantom 48V dla każdego kanału
  • Wejście liniowe z niskim poziomem szumów
  • Relatywnie szerokie pasmo przenoszenia do 40 kHz
  • Rozbudowana sekcja komutowania sygnałów
  • Equalizer z przyjemną dla ucha sekcją basową
  • Skalowanie suwaków z odstępami co 5 dB
  • Gniazdo słuchawkowe umieszczone na górze płyty
  • Brak dodatkowego gniazda XLR dla mikrofonu komunikacyjnego
  • Tasiemki łączące mikser z bridgem umieszczone z tyłu obudowy
  • Wzbudzające się tony przy maksymalnych ustawieniach Gain i otwartych suwakach

Tym razem w nasze inżynierskie szpony wpadł spory kawałek chleba - i to ważący blisko 10 kg! To nie żart, bo oto otrzymaliśmy do oceny duży "bochenek" - nazwaliśmy go tak, bo na pierwszy rzut oka ładny jak chlebuś - mikser firmy Toft Audio Designs z serii ATB. Warto odrazu wspomnieć iż prezentowane urządzenie jest zmniejszoną wersją demonstracyjną swoich większych 8-, 16-, 24- i 32-kanałowych "braci". W związku z tym funkcjonalność tego miksera, w porównaniu do wersji pełnych, jest lekko "zaburzona". Nie zmienione są natomiast walory brzmieniowe, a te są bezwątpienia najistotniejsze.

Oto otwieramy pudło z przesyłką, a w niej mikser w kolorystyce i designie przypominającym jakby wypieczony... chlebek. Solidne, drewniane i ślicznie polakierowane boczki oraz sprytnie zaślepione boczne "extension" otwory w formie wygodnych uchwytów. To się rzuca w oczy od pierwszej sekundy - solidność wykonania obudowy.

Nie bez powodu zaczynam opis od warstwy wzrokowej, bowiem taka jest rzeczywistość także w branży audio - w kwestii sprzętu studyjnego czy estradowego również lubimy świecidełka! Wszystko zaczyna się od pierwszego rzutu oka i albo nam się dany "staff" podoba albo nie. W tym wypadku na pewno byliśmy nieco zaskoczeni i nieco zakłopotani… wagą i wielkością dla tej opcji zaledwie 4 kanałowej, bo fotografie jakie znałem nie do końca oddawały realny wygląd urządzenia. Nawet na zdjęciach z katalogu jest takie ujęcie, że mikser wydaje się znacznie cieńszy (chudszy). Tu wyjęliśmy z pudła konstrukcję solidną - niemal tak zwaną "cegłę". I od razu poczuliśmy jej wagę. Brygady antyterrorystyczne mogłyby używać ATB jako…tarana do wyważania drzwi.

Z ciekawości od razu spojrzeliśmy do instrukcji, by sprawdzić wagę . W dostarczonej dokumentacji nie ma niestety żadnych informacji ani na temat wymiarów, ani wagi, ani nawet żadnych szczegółów mechanicznych. Trochę szkoda, bo co jak co, ale wymiary - szczególnie mikserów mają ogromne znaczenie dla wszelkich osób zastanawiających się nad kupnem i projektujący swoje studia czy reżyserki. Przy mikserach stało się niemal kultową kwestią spojrzeć na mikser i jego opcjonalne wymiary. 

Sam pamiętam, jak z wybałuszonymi oczami zawsze patrzyłem na wielkie cudnie kolorowe, kosmiczne konsole brytyjskiego Focusrite’a podczas mego życia i pracy w Anglii w tamtejszych studiach nagrań, czy jak zwalały mnie z nóg stare, a do dziś niedoścignione, rewelacyjne i potężne wymiarami, analogowe Neve’y z serii 51. Zawsze powodem do dumy i estymy w każdej szanującej się studyjnej reżyserce świata jest właśnie jedna solidna albo czasem nawet parę łączonych dużych konsol. Tu przykładem legendarne SLL z serii G, tzw. "Wings", gdzie połączono trzy duże segmenty w układzie skrzydeł ptaka, i to wcale nie dla tak zwanego szpanu, a dla zapewnienia bardzo dużej wygody operatora - gdy stół mikserski ma parę metrów długości warto, by był albo łukowaty jak Focusrite - którego było zaledwie 11 sztuk na świecie - albo jak wspomniany SSL "Wings".

 

[img:1]

 

Wracając jednak do meritum sprawy postanowiliśmy sami zważyć nasz chlebek... no i wyszło sporo - otrzymany mikser w wersji czterokanałowej waży 9.7 kilograma!

To dużo jak na 4 kanały... Oczywiście można to uzasadnić solidną konstrukcją. Na pewno wyklucza to wariant pracy z takim urządzeniem jako tzw. "portable". Zaletą dużej wagi jest to, że taka cegła albo taran bardzo stabilnie spoczywa. Sam nie jestem wielkiej postury, ale potrafię sobie wyobrazić wielkiego zwalistego realizatora, który kładzie swoje ogromne i ciężkie łapsko na typowej, współcześnie zrobionej z nędznego plastiku konsoli i ją albo miażdży albo przy każdym szybszym szarpnięciu suwakiem przesuwa mikser po blacie stołu. W przypadku ATB Toft’a nie ma tego zagrożenia. Waga i solidność obudowy jest na tyle potężna, że chyba tylko hollywoodzki Hulk mógłby zrobić jej krzywdę. Z tego punktu widzenia to duża zaleta. Zastanawia mnie jednak kwestia wyprofilowania i wysokości miksera, bo jest dosyć duży i kładąc na nim nadgarstek trudno oprzeć rękę o podłoże. A praca realizatora, to często paręnaście godzin trzymania rąk na gałkach. Wydaje się zatem, że mógłby być nieco niższy od frontu. Z drugiej  strony czoło miksera ma obły, bardzo dobry kształtem profil, zatem ktoś przewidywał, że "leniwy" realizator będzie lubił wygodnie położyć dłoń na suwaki opierając nadgarstek o obudowę. Pisze o tym tyle dlatego, bo większość niedoświadczonych wieloletnią pracą w studiu młodych dźwiękowców jeszcze nie miała okazji ocenić, jak ważna sprawa jest ergonomia urządzenia albo co gorsze jej brak.

W dawnych czasach na większości studiów technicznych i politechnicznych wręcz obowiązkowym był przedmiot Ergonomii, czyli nauki o zasadach wygody pracy i prawidłowym konstruowaniu urządzeń. Temat ten jest jednym z podstawowych między innymi w korporacjach, bo największe odszkodowania (np. w Ameryce) można wydobyć od firmy za to, że nam się kręgosłup skrzywił na źle przygotowanym stanowisku pracy czy źle rozmieszczonych gałkach. Niestety w realiach fatalnie konstruowanego sprzętu budżetowego audio XXI wieku zupełnie zapomniano o tym tak ważnym aspekcie. Zatem nasza ocena najczęściej zaczyna się od tego czy urządzenie jest wygodne w użytkowaniu czy też nie, a nie od jego wysublimowanych parametrów i wodotrysków.

Zatem zamykając temat wygody. Tu Toft jest na pewno przygotowany solidnie w sensie wymiarów - jest ciężki, zatem fruwać po naszym stole nie będzie nawet w wersji najmniejszej, czyli czterokanałowej. I od razu druga rzecz, na którą ZAWSZE zwracam uwagę jako były konstruktor mikserów - jakość suwaków! Tu ocena najwyższa. Oczywiście nie sądzę, by to były suwaki firmy Panny&Gile (bo mikser kosztowałby krocie), ale na pewno mechanicznie nie ustępują najlepszym. Mówić krótko suwają się znakomicie, miękko, leciutko. Wręcz wzorowo! No tak, ale by wrzucić łyżkę dziegciu... kolejną rzeczą na jaką zwraca uwagę chyba każdy realizator jest... skala potencjometru. I tu mam jako doświadczony realizator z ponad 30 letnim bagażem kręcenia gałkami spore zastrzeżenie. Po pierwsze skala jest bardzo rzadka i to w obszarze, który jest szczególnie ważny - w okolicy 0 dB jest... pusto. Mimo, że powinniśmy mieć tu aż gęsto od kreseczek, to ku naszemu zaskoczeniu mamy podziałkę aż co 5 dB! Praca reżysera dźwięku czy realizatora polega na ogromnej precyzji. Mimo ery komputerów najszybszą metodą pracy jest... popatrzenie i przesuniecie suwakiem, rzeczą nagminną jest szybkie zanotowanie sobie na serwetce albo zapamiętanie gdzie suwaczek był, na której kreseczce, a tu... klapa. Nie da się zapamiętać, bo nie ma skali. Trudno mi bowiem nazwać skalą coś, co jest znakowane co 5 dB. To tak jakby rozmiary pokojów podawać w kilometrach. Gdybym nie miksował pół życia mógłbym sądzić, że się mylę, ale nie bez powodu wiodący producenci mikserów od ponad pół wieku zawsze znaczą skale suwaków w tym najbardziej wrażliwym obszarze najgęściejszej jak się tylko da. Nie mam pojęcia czym kierowali się designerzy Toft'a, że zdecydowali się na tak ascetyczną i skrajnie mało praktyczną podziałkę.

Trochę mi to przypomina sytuację, gdzie niemal pokłóciłem się około 20 lat temu z samym guru Rupertem Nevem, gdy skrytykowałem sposób skalowania (a raczej brak skalowania) potencjometrów w jego legendarnym, flagowym equalizerze z ultra drogiej serii RED. Brak skalowania uznałem za skrajny absurd, podobnie jak i parę innych absurdalnych rzeczy w tym super prestiżowym urządzeniu. Na przykład absurdalny sposób działania funkcji Bypass nieomijającej wzmacniaczy wyjściowych. Problem ten rozwiązaliśmy angażując 2zł i montując dwa przekaźniki w miejsce absurdu wymyślonego przez Focusrite’a. Zatem tu w ATB skalowanie suwaków tylko co 5 dB uważam za duży błąd, na który niejeden dźwiękowiec będzie potem klął na czym świat stoi.

 

[img:2]

 

Następna rzecz na jaką zwraca uwagę doświadczony realizator jest "ergonomia pstryczków", a mówiąc poważnym językiem ich ulokowanie i bardziej lub mniej logiczne rozmieszczanie. I tu Toft jest tradycjonalistą. Zastosowano bardzo popularne i znane od około 30 lat tanie plastikowe nasadki, zaoszczędzające dużo miejsca. Nie jest to może jakieś rozwiązanie bardzo "wodotryskowe", a raczej ascetyczne i dosyć staromodne, niemniej jest wygodne i w tym zakresie cenowym nie można oczekiwać podświetlanych japońskich pstryczków. Ja osobiście lubię te nasadki przycisków, choć nie każdemu mogą one przypaść do gustu w dobie kwadratowych dotykowych iPhonów. Jedno co jednak moim zdaniem mogło być lepsze, to by absolutnie najważniejszy, wymagający często natychmiastowej akcji przycisk Mute był większy i na przykład z podświetleniem.

Po za tym przyglądając się okiem krytycznym rozłożeniu przycisków i potencjometrów, które jakby nie patrzyć są solą każdego miksera, muszę przyznać, że testowanym modelu uniknięto błędów potrafiących doprowadzić do szewskiej pasji realizatora, a obecnych w wielu innych konstrukcjach. Tu każdy włączony LED wyraźnie widać nawet z pozycji siedzącego realizatora i wszystko jest w linii z góry na dół. Pewne zastrzeżenie wzbudziła jednak i u mnie i u mego kolegi wielkość gałek potencjometrów. To kolejny ważny aspekt ergonomii. Nie mam jakiejś szczególnie wielkiej ręki i grubych palców, a jednak odrobinę niewygodnie mi było chwytać za gałki, co zresztą widać na fotografiach. Są moim zdaniem o jakiś milimetr do dwóch za szerokie. Jeśli dźwiękowiec będzie miał solidne łapsko może siarczyście zakląć. Myślę, że nic nie stało na przeszkodzie odrobinę zwęzić gałki, by palce łatwiej się układały. Zatem reasumując: suwaki świetne, a przyciski, ich rozłożenie i ogólna ergonomia blatu miksera bez zastrzeżeń. Natomiast pewne uwagi mamy do tzw. bridge’a, czyli modułu wskaźników wysterowania, bo konia z rzędem temu, kto wytłumaczy grafikę i jej kompletną... niekompatybilność geometrii z poniżej leżącymi kanałami (patrz zdjęcie). Dla kogoś kto lubi wizualny porządek i jedność na pewno to istny horror - i nigdy nie pojmę czemu linijki wskaźników nie leżą dokładnie nad kanałami. Można dostać schizy wizualnej! To jedna z podstawowych spraw - wygoda obserwacji w ułamku sekundy. A tu mamy jakieś uskoki w lewo. Co gorsza, przy czterech linijkach mamy... trzy, a nie cztery skale i naprawdę można dostać  rozkojarzenia jaźni. Przynajmniej na mnie i mój mózg tak to działa. Rozumiałbym gdyby przy czterech kanałach były albo dwie albo cztery skale - byle parzyste, a nie nieparzysta i to na dodatek przesunięta w poziomie podziałka. Mnie to wizualnie boli i to bardzo. Do tego stopnia, że chyba bym sobie jako właściciel miksera ją przemalował! Dokładność wskazań jest całkowicie wystarczająca. W tej grupie urządzeń trudno oczekiwać rozwiązań plazmowych, zarezerwowanych tylko dla super drogich konsol (w plazmowych wskaźnikach można mieć niemal nieograniczoną rozdzielczość i dokładność wskazań). Ledowe są typowymi i tu nie widzimy żadnych słabości. Dobrze dobrane stałe czasowe i czytelne wskazania - plusik.

No i gdy włączyliśmy mikser pomyśleliśmy w pierwszej chwili, że... jest zepsuty! A czemu? Bo nie ma żadnego, wartego jednego centa LED'a, ani najmniejszego światełka na mikserze, wskazującego obecność zasilania. To jakieś kuriozum, bo to powinno być pierwszą rzeczą na jaką patrzy każdy dźwiękowiec po wejściu do reżyserki - czy ma włączoną konsolę. Tu nie ma jak tego ocenić. Ktoś pożałował głupiego LED'a. W porównywalnych stołach są nawet całe zestawy LED'ów, informujące o obecności każdego z podstawowych napięć zasilających, a tu ciemno i głucho. Ktoś powie: ale przecież jest na zasilaczu. A my realni użytkownicy odpowiemy: a co nas obchodzi zasilacz stojący gdzieś w zakurzonym kącie. O niczym nie świadczy, bo np. myszy mogły przegryźć kabel idący od zasilacza do miksera. Przecież jedna z bardzo typowych sytuacji w studiu to to, że niby sprzęt włączony, a nic nie słychać i pierwsza myślą każdego realizatora jest taka czy wszystko włączone, a może jakiś kabel się rozpiął lub padło urządzenie. Zatem kontrolka włączenia miksera być musi!

 

[img:3]

 

Kolejny błąd konstrukcyjny (chyba powielany przez pokolenia konstruktorów jeden od drugiego od lat osiemdziesiątych) w większości mniejszych budżetowych mikserów, to fatalne, kompletnie bez sensu umieszczanie gniazdek słuchawek. Znów kolejny mikser z gniazdkiem u góry płyty, nad suwakami! Efekt jest koszmarny. Włączamy nasze ukochane słuchawki, a kabel plącze się na suwakach i gałkach i co gorsza potrafi je poprzekręcać. Nie mam pojęcia czemu tu wszyscy się wykazują takim brakiem wyobraźni. Bo przecież nie wymaga to wielkiej pomysłowości, by gniazdko umieścić albo z przodu albo na dole miksera, tj. wszędzie byle nie tak, by kabel przeszkadzał w pracy. Sensowniej robił to Fotsex w swoich mikserach już 35 lat temu! Co gorsze, nasz Toft to kolejny mikser, w którym twórcy zakładają, że siedzieć przy nim będzie tylko jeden, a nie dwóch operatorów. A w realiach zazwyczaj pracuje się z kimś jeszcze. Na przykład siedzimy i miksujemy, pracujemy nad płytą, a ktoś słucha, dajmy na to producent. Siedzę powiedzmy z wokalistą i ja słucham na słuchawkach i on też chce słyszeć to co ja i okazuje się, że chcemy we dwóch wpiąć dwie pary słuchawek. I nie można! A to koszt gniazdka, czyli 5 centów. Zatem zakończając naszą ocenę ergonomii i wykonania płyty - wizualnie bardzo dobra, nawet przyciężka, ale na pewno bardzo solidna. Jakość gałek, suwaków przycisków - solidne, proste, nazwijmy to "idiotoodporne", czyli bardzo dobre! Ale jest parę drobnych, acz wkurzających niedoróbek, których usuniecie kosztowałoby grosze, a podniosłoby niebotycznie standard i jakość wykonania miksera o cała klasę. Szkoda, że tego nie dopracowano. Coś co też rzuciło nam się w oczy, to nieco przymałe pola do opisu pod suwakami. Z reguły dźwiękowcy mają w rękach pisaki wodoodporne piszące grubą krechą, a nie cieniutkie, niewidoczne w ciemnościach. Pola do opisu mogą wtedy okazać się odrobinę za małe...

Natomiast co nas bardzo niemile zaskoczyło, to... tasiemki łączące mikser z bridgem. Nie dość, że tasiemki delikatne, to jeszcze aż dwie taśmy na zaledwie cztery wskaźniki - już sobie wyobrażamy ten mikser w wersji 24-kanałowej z dwunastoma tasiemkami! Ale to co jest najgorsze i zupełnie nieprzemyślane, to zgaduj zgadula gdzie te tasiemki powinny biec! Otóż biegną one w najgorszym miejscu, bo dokładnie przez wszystkie gniazda z tyłu (patrz fotka). To wręcz coś absurdalnego, bo oto w gigantycznym pęku spaghetti dziesiątek, a nawet setek grubych kabli miksera ze złączami XLR i jack, miedzy nimi będą musiały przeciskać się delikatne komputerowe tasiemki. W najczarniejszym nawet śnie tak bym nie wymyślił! W efekcie istnieje dość duża szansa, że tasiemki prędzej czy później zostaną powyrywane i uszkodzone w wyniku np. przepinania spaghetti XLRo-jackowego z tyłu miksera. Jest tak wiele prostych konstrukcyjnych i elektronicznych sposobów w XXI wieku, by temu zaradzić i albo zminimalizować ilość żył albo umieścić gdzie indziej złącze do bridge'a - tu niestety wielki minusik za to kompletnie nieżyciowe podejście.

Co też boli, a kosztowałoby kolejne 10 centów, to dodanie gniazda XLR do zewnętrznego mikrofonu komunikacyjnego. Nierzadko bowiem bywa, że z różnych przyczyn organizacyjnych, akustycznych czy nawet... grzecznościowych, potrzebujemy coś szepnąć dyskretnie do mikrofonu do muzyka za szybą, tak by reszta osób w reżyserce nie słyszała naszego komentarza. Niestety jedyny wbudowany kapsułowy mikrofon w blacie uniemożliwia tą oczywistą dozę dyskrecji. Zatem paru kolegów z zespołu i ich dziewczyny czy tego chcą czy nie usłyszą nasz komentarz do wokalisty - np. "Karolku postaraj się nie fałszować please, bo dziewuchy patrzą i chichoczą...". Kolejna rzecz jaką zauważyliśmy to to, że prawdopodobnie zastosowano nieco za małą filtrację po stronie miksera, bo przy nawet delikatnym dotknięciu wtyczki zasilacza pojawiają się lekkie, ale słyszalne trzaski. Mimo wszystko jakość wtyczki powinna zapewniać albo bardzo dobry kontakt albo jeśli nie, to powinno być potężna filtracja o dużej pojemności, by zapobiec przedostawaniu się trzasków od strony wtyczki... tu z tym trzeba uważać.

 

[img:4]

 

Po tak wnikliwych oględzinach tych rzeczy, które są najważniejsze z punktu widzenia wygody pracy realizatora, nasza uwaga skupiła się na parametrach technicznych i brzmieniu. Co jest bardzo ważne i pierwsze w torze, to jakość preampów i wejść zarówno liniowych, jak i mikrofonowych. Bardzo wygodne jest w tym mikserze to, że można włączać dla każdego kanału osobne zasilanie Phantom 48V i że jest to umieszczone na płycie. Ponadto bardzo dobra jest funkcja odwracania fazy, niezmiernie ważna dla każdego dźwiękowca. Nic nie zastąpi zwykłego przełącznika - żadna funkcja w programie DAW nie jest tak wygodna, jak szybki "pstryczek" pod palcem. Nasza konstruktorska uwaga skupiła się na wejściach liniowych i tu duży plus - otóż odmiennie od wielu innych stołów mikserskich, wejście liniowe ma bardzo przyzwoity, niski poziom szumów. Wygląda na to, że zastosowano porządniejszą opcję ingerującą w sprzężenie zwrotne preampa w celu dostosowania jego wzmocnienia do poziomu liniowego, a nie prymitywny dzielnik napięcia. Ma to tę zaletę w przypadku ATB, że w razie użycia wejścia liniowego szumy spadają, a nie stoją w miejscu, co daje lepszy stosunek sygnału do szumu. Niestety w wielu innych konsolach tak nie jest, co owocuje tym, że używając wejść liniowych można przez to niechcący "zaszumieć" sygnał wprowadzany z instrumentu, np. z dobrego syntezatora niedokładnie "poziomując" sygnał. W tym mikserze mamy z tym duży komfort. Natomiast dla odmiany negatywnie zaskoczyło nas wejście mikrofonowe pod względem szumów. Otóż mimo, że w instrukcji mamy podany tzw. zastępczy współczynnik szumów odniesiony do wejścia  na poziomie -127dB, to tu mocno powątpiewamy w tą wartość. Nawet tak na szybko porównując relacje poziomu szumów przy danym wzmocnieniu na mikserze Toft’a z innym jaki mieliśmy pod ręką, a też posiadającym sprawdzone -128dB odniesione do wejścia, odnieśliśmy nieodparte wrażenie, że poziom szumów w ATB był znacznie wyższy - szacunkowo na słuch około 6dB, co by dawałoby mniej więcej -122 dB.

I tu moja dygresja jako realizatora z ponad 30 letnim doświadczeniem. Ten parametr jest nadal ogromnie ważny, a nawet ważniejszy niż w dawnych czasach. Obecnie bardzo dobre mikrofony pojemnościowe mają na tyle niski poziom szumów własnych, że umożliwiają  realizację nagrań z ogromną  precyzją i dynamiką. Wreszcie np. nagranie gitary klasycznej ma szanse być niezaszumione, jednak by tak się stało, to preamp musi mieć bardzo niski poziom szumów własnych, by nie pogarszać tego, co dostaje ze strony mikrofonu albo... mikrofon musiałby mieć bardzo dużą czułość (np. tak jak Bruel&Kjaer, który miał nawet 40mV/Pa). Niestety takie kosmicznie dobre i wysokiej czułości mikrofony są bardzo unikalnym wyjątkiem i zazwyczaj z pojemnościowych "sitek" mamy typowe sygnały rzędu do parunastu mV/Pa. Zatem preamp musi być cholernie wyśrubowany szumowo, by nie pogorszyć w sposób znaczący stosunku sygnału do szumu przychodzącego od strony mikrofonu. Tu tego nie widzimy, zatem dajemy minus. Testowaliśmy tę kwestię na studyjnym mikrofonie AKG414 - chyba najpopularniejszym "pojemnościowcu" na świecie, obecnym w każdym dobrym studiu. Niestety szumy przedwzmacniacza z testowanej konsoli były znaczące i porównywalne do szumów z samego mikrofonu, który opracowano przecież w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, a powinny być znacznie niższe. Już dawno elektronicy potrafili robić to lepiej. Następna sprawa, która nam się bardzo nie spodobała to fakt, że w testowanym egzemplarzu stołu tory się wzbudzają i generują sygnały na ultradźwiękach przy otwartym na maksa Gain i otwartych suwakach. To bardzo, ale to bardzo groźne, bo w skrajnym wypadku może spowodować spalenie np. głośników wysokotonowych lub nawet wzmacniacza oddającego w takiej sytuacji na ultradźwiękach pełną moc, a nawet tego nie usłyszymy. Ponadto potencjometry Gain w testowanym egzemplarzu mają na końcu skali gwałtowny, bardzo duży i niewygodny skok wzmocnienia - zupełnie niekontrolowany.

Te trzy kwestie, tj. zbyt wysoki poziom szumów, podatność na wzbudzenia i skokowo zmieniający się Gain na końcu skali oceniamy negatywnie. Natomiast na korzyść przemawia relatywnie szerokie pasmo przenoszenia do 40 kHz, zatem tu realizatorzy mogą być zadowoleni, bo wiele innych budżetowych konsol kończy swój żywot na okolicach nędznych 20 kHz, co każdy audiofil  zupełnie by zdyskwalifikował. Choć nawet z 40 kHz daleko nam do legendarnych 150 kHz znanych ze stołów Focusrite'a. No cóż nie ten budżet...

 

[img:5]

 

Przechodząc w torze do equalizera powiedziałbym tak: to w dużej mierze kwestia indywidualnych upodobań i gustu realizatora, ale sekcja basowa bardzo mi się spodobała. Można łatwo wydobyć ciekawy, niemal „burczący” (w sensie pozytywnym) bas, np. z głosu lektora. Znam wiele stołów gdzie bas jest buczący i rozwlekły. Tu jest bardziej "punch" - to duża zaleta dla szukających źródła dobrego basu np. w miksach. Natomiast zastrzeżenie wzbudziła u nas dosyć wąska regulacja parametrycznych środków. Mogłaby być szersza, szczególnie w kierunku wysokich częstotliwości. Nieraz się to przydaje, szczególnie przy obróbce wokali żeńskich. No i regulacja najwyższych tonów... hmm, tu główne podbicie, o ile filtry są pasmowe, to wypada jak dla nas wyraźnie za nisko! Szczególnie dla polskich wokalistów, gdzie aż roi się od tzw. "sybilantów" i wszelkich szeleszczących głosek. Podbijanie jednak tego, co najbardziej szeleści, a mowa o rejonie od paru kHz do niskich nastu kHz, jest niezbyt przyjemne dla ucha. Stanowczo lepiej byłoby formować główne podbicie wyżej. I tu Toft nie podążył dobrą i sprawdzoną drogą, co nie przypadło nam do gustu. Inne funkcje, szczególnie AUX, są dobrze rozbudowane. Cieszy nas to, że jest aż sześć auxów, ale w identycznej ilości powinny być też powroty, a tu widzimy tylko dwa Returny. To stanowczo za mało jak na tak rozbudowaną konsolę. A przecież niewiele miejsca zajęłyby choćby dwie albo cztery dodatkowe gałki. W funkcji Solo bardzo by się przydało tzw. pre/post monitorowanie, dające możliwość sprawdzenia, co jest na kanale, ale zanim go włączymy. Niestety tu Solo jest blokowane, gdy zamotujemy sygnał - to dosyć kłopotliwe. Ponadto zaskoczyło nas, że potencjometr Solo master nie ma zaskoku i przez to nie do końca wiemy kiedy nasz subiektywny odsłuch jest skorelowany z głośnością realną danego instrumentu w miksie. Taki prosty zaskok by bardzo pomógł. Natomiast na duży plus trzeba zapisać rozbudowaną sekcję komutowania sygnałów. Pod tym względem na pewno stół jest dobrze przemyślany.

 

Podsumowanie

Toft ATB to dobra konstrukcja. Bardzo solidnie wykonana mechanicznie (z małymi niedomogami już wspomnianymi), nie mniej gdybyśmy mieli np. budować małe studio emisyjne, takie gdzie non stop będziemy ruszać suwakami, to to urządzenie na pewno jest z gatunku solidnych, odpornych i mających wiele wygodnych funkcji. Reasumując, ATB nie jest przeznaczony do pracy w terenie (choćby ze względu na duża wagę), ale za to dobrze spisze się w instalacji, gdzie nie mamy potrzeby częstego przepinania. Zatem można je polecić odbiorcom stałych, stabilnych instalacji.

Gdzie kupić?

Toft Audio Designs

Dystrybucja w Polsce:

DynaBit

adres:
ul. Pokutyńskiego 6/11 30-376 Kraków

Sklepy muzyczne > Toft Audio Designs rozwiń listę sklepów

Pozostałe testy Test bezprzewodowego zestawu RODE RODELink Filmmaker Rode to jedna z moich ulubionych marek. W skrócie: bardzo dobre przełożenie jakości do ceny. Poza tym filmowcy mogą czuć się szczególnie rozpieszczani przez tą australijską firmę. Wspomnijmy o takich produktach, jak...
Test miksera cyfrowego Tascam Sonicview 16 Tascam postanowił również zawalczyć o swój kawałek tortu w dziedzinie cyfrowych mikserów audio, prezentując wiosną tego roku konsolety Sonicview. Zapraszamy do praktycznego testu i poznanie opinii realizatora dźwięku
Test systemu głośnikowego LD Systems MAUI 28 G3 LD SYstems MAUI 28 G3 jest prawdziwym wielofunkcyjnym, a przy tym stosunkowo kompaktowym systemem nagłośnieniowym dla DJ-ów, zespołów, klubów, małych firm nagłośnieniowych. Aktywna kolumna wraz z subwooferem
Test interfejsu audio Shure MVX2U Interfejs Shure MVX2U to bardzo przyjazne i proste w obsłudze rozwiązanie dla podcasterów i twórców różnego rodzaju treści multimedialnych, w których zawarta ma być ścieżka lektorska, w dodatku w miniaturowym rozmiarze.
Test słuchawek Shure AONIC 40 SHURE wprowadził na rynek model AONIC 40 - bezprzewodowe słuchawki, które łączą trwałość, mobilność i przyciągające oko design z doskonałą jakością dźwięku i automatyczną redukcją hałasu, co poprawia komfort pracy Test miksera do podcastów RODECaster Duo Rode, wprowadzając na rynek kolejny, bardziej kompaktowy mikser RODECaster Duo, kontynuuje swoją misję zaopatrywania podcaster'ów oraz twórców treści w profesjonalny i intuicyjny sprzęt, który spełni ich wymagania. Test.