MESSE'17: Targi we Frankfurcie okiem perkusisty

MESSE'17: Targi we Frankfurcie okiem perkusisty

14 kwietnia 2017, 13:00
autor: Paweł Ostrowski

W tym roku miałem okazję po raz pierwszy wziąć udział w targach muzycznych Musikmesse 2017.

Obfitość sprzętu i wystawców z pewnością robi wrażenie na kimś kto pierwszy raz bierze udział w tego typu imprezie, chociaż z roku na rok sprzętu jest coraz mniej, a ilość firm wystawiających się na targach gwałtownie spada. Czy jest to związane z ogólnym kryzysem światowym? Czy branża muzyczna tak wybitnie ucierpiała z tego powodu? A może koszty wystawienia się na targach stały się tak gigantyczne?

Weźmy za przykład targi NAMM w Los Angeles - wielkie amerykańskie święto muzyki, odbywające się raz na pół roku. Tam jakoś nie widać tego kryzysu, mimo gwałtownych wahań na rynku paliw. Nie czuć jakiegoś spadku i recesji, nawet po wyborach… Przeciwnie, biznes sprzętowy zdaje się cały czas rozwijać i przyciągać ogromną liczbę zainteresowanych.

 

[img:1]

[img:2]

 

Jako zupełny debiutant na tego typu evencie jak Musikmesse, czułem się bardzo podekscytowany i ciekawy tego co zobaczą moje oczy, usłyszą moje uszy i oczywiście dotkną moje dłonie. Po długim wyczekiwaniu na swoją inicjację, wtargnąłem jako jeden z pierwszych do potężnej hali 11, oflagowany prasowym identyfikatorem bystrej i żądnej nowości ekipy Infomusic.

Jako nowicjusz w tym redakcyjnym gronie, przyjąłem sobie za punkt honoru dokonać pierwszej błyskotliwej relacji, a że doświadczenie dziennikarskie posiadam żadne, no cóż, jedyne co mnie ratowało to: solidnie się przygotować, szeroko nadstawiać oczu i uszu, no i upewnić się, że odpowiednio dobrze naładowałem baterie w swoim... chińskim telefonie o właściwościach super-smart.

 

[img:3]

[img:4]

 

Wbrew pozorom ciężko było znaleźć szczegółowe informacje na temat wystawiających się marek. Foldery oraz media internetowe obfitowały bardziej w wydarzenia, mające miejsce podczas targów. I tutaj nastąpiło pierwsze moje zdziwienie. Przyzwyczajony do wielu potężnych marek perkusyjnych, znanych od nam lat, poczułem pewną pustkę ze względu na ich nieobecność.

Jeszcze większe zdumienie spowodowały firmy zupełnie mi nieznane, które wyrastały z każdym stoiskiem, jak grzyby po deszczu. Najprościej było powiedzieć to, co wszyscy już “wiemy”, bo przecież wszystko co chińskie, czy tureckie zalewa nas z każdej strony, oferując niższą cenę i dużo niższą jakość. Niestety jednak nie jest to takie proste, a moje zdumienie osiągnęło już pełną kulminację…

 

[img:5]

[img:6]

 

Im dłużej poznawałem nieznane mi wcześniej marki ze wschodu, tym bardziej zacierały się różnice pomiędzy tym co znam i kocham od lat, a zupełnie dziewiczym dla mnie sprzętem, o zadziwiająco wysokiej jakości wykonania i nierzadko - brzmienia.

Ponieważ założyłem sobie za cel dziennikarską bezstronność, z pewnym żalem w sercu i niedowierzaniem, przyjąłem to czego się trochę obawiałem - firma to głównie opakowanie, sentyment, przywiązanie, czasem wsparcie dla artysty. Dla muzyka koncentrującego się wyłącznie na jakości swoich instrumentów, nie ma to już aż takiego znaczenia czy ubieramy się w dobrze wszystkim znany dres z trzema paskami, czy w zupełnie nieznany strój sportowy z dziwnym chińskim logo, ale o równie dobrych parametrach. 

 

[img:7]

[img:8]

 

Oczywiście pomijam w tym momencie kwestię indywidualizmu i oryginalności w znaczeniu wyróżniania się z tłumu - w naszej kulturze i tradycji, w której wychowały nas wcześniejsze pokolenia. Jako mieszkańcy takiej a nie innej części świata, wszyscy uczestniczymy w wielkich dyskusjach na temat tolerancji, czy poszanowania dla tradycji, ale jednocześnie wyraźnie odczuwamy na co dzień, jak bardzo niedopuszczalne jest wyróżniać się z całego “kolektywu”, co można odnieść również jeszcze do pewnych tradycji sprzętowych.

Zupełnie inne podejście panuje za wielką wodą, gdzie o sile potencjału danego muzyka świadczy jego indywidualizm, niekiedy bardzo skrajny w sposobie bycia, grania, czy instrumentarium. Powoli i to myślenie u nas się zmienia, a małe i często nieznane szerzej manufaktury przyciągają uwagę wytrawnych muzyków dużo bardziej niż legendarne koncerny produkujące od zawsze pod szyldem swojej marki.

 

[img:9]

[img:10]

 

Bardzo często producent musi emigrować daleko w świat aby został w pełni doceniony, czego przykładem są na rynku gitarowym takie firmy jak “Sadowsky” czy “Drozd”, a że najtaniej produkować jednak na wschodzie, to już inna sprawa. Czym innym jest w końcu ręczna customowa produkcja, a czym innym potężna linia produkcyjna.

Być może na więcej informacji jakościowych sprzętu przyjdzie jeszcze czas, jeśli pozyskamy jakieś egzemplarze testowe, natomiast chciałbym przygotować nas mentalnie na to, że świat jest bardzo obfity w znakomitej jakości instrumenty, zupełnie nam jeszcze nieznane i wszystko jedno czy instrumenty te zaatakują nas ze wschodu, zachodu, północy, czy południa, po prostu warto zachować otwartość umysłu na to co nowe, bo każdy producent w pewnym momencie historii był u progu swojej inicjacji.

 

[img:11]

[img:12]

 

Otwartość umysłu to także umiejętność realnej oceny jakości instrumentu. Nie tylko sposób wykonania i efektowne zdobienie, ale przede wszystkim to, co nas interesuje najbardziej - brzmienie. Jeśli jakość brzmieniowa idzie w parze z fantastycznym designem to już rewelacja, ale mówiąc realnie - trudno dokonywać obiektywnej oceny instrumentu - zwłaszcza bębnów - w potężnej, dudniącej od hałasu hali.

Pomimo mnogości niewielkich firm i mało znanych producentów, mogliśmy oczywiście spotkać wiele renomowanych marek perkusyjnych, jak choćby Meinl, Tama, Sonor, czy Yamaha, wspierających swoich artystów, odbywających swoje pokazy podczas trwania targów.

 

[img:13]

[img:14]

 

Warto też zadać sobie pytanie - co w dzisiejszych czasach najbardziej przyciąga odwiedzających targi? Konkretne firmy sprzętowe? Nowości? Możliwość kontaktu z wybitnymi artystami czy szansa na nawiązanie relacji branżowych? Z pewnością nie można uogólnić, ale myślę że przy tej dostępności sprzętu, raczej chodzi zawsze o coś więcej. Może uda się zapolować na jakieś nowości, może wymacać osobiście takie czy inne instrumenty, nawiązać ciekawe relacje, spotkać na żywo swoich mistrzów, a może nawet przypadkiem wkręcić się na prywatny workshop swojego idola, tak jak i mnie się to cudem udało (trudno się było tylko przyznać przed Chrisem Colemanem, że mój ojczysty język to nie niemiecki, jak prawie całej reszty grupy warsztatowej...).

Na koniec przytoczę ostatnią myśl, jaka pojawiła mi się w głowie, gdy trzymając w dłoniach kilka kilo folderów reklamowych i ze spuchniętym od zwiedzania kolanem zacząłem oddalać się z miejsca targów. To, co mnie poruszyło, to jednak spora porcja nadziei i wiary w naszą zabawę w muzykowanie. Bo poza całym tym potężnym biznesem, konkurencją i inwazją rynku, najważniejsze jest to by tworzyć dobre relacje - na tym opiera się w końcu cały ten biznes.

 

[img:15]

[img:16]

 

Nas muzyków zachęca się do kupna instrumentów - ich jakość to też praca wielu ludzi, mających wspólną wizję marki i pewnie jakiś tam szacunek dla muzyki. Na dalszym etapie to już dbanie o klienta - nie wystarczy dać katalog, czy zniżkę na instrument, bo konkurencja jest tak duża, że trzeba się dużo bardziej postarać, wspierać muzyka, dawać mu możliwość wyboru, łatwego serwisowania itd. Naklejka z logo nie ma już takiego znaczenia, bo i moda na taką czy inną firmę stale się zmienia.

To, co nigdy nie przestanie być modne i na czasie, to wzajemna życzliwość i dzielenie się z sobą pasją i to także na płaszczyźnie producent - dystrybutor - klient. Jeśli już gramy z powodu pasji a nie wyłącznie dla pieniędzy, to warto z taką samą radością dbać o te właściwe relacje, bo inaczej nasze muzykowanie stanie się co najwyżej kolejnym, mniej lub bardziej opłacalnym, biznesem.

 

[img:17]

[img:18]

Akustyczne Perkusjonalia
ROXX - Oświetlenie ledowe z Kolonii
Więcej wiadomości